16:00

NEAUTY MINERALS MATUJĄCY PODKŁAD MINERALNY

NEAUTY MINERALS MATUJĄCY PODKŁAD MINERALNY
Przyświecał mi cel znalezienia kosmetyku kolorowego idealnego: wyrównującego w naturalny sposób koloryt skóry i nierozgraniczającego barwnego świata kolorówki od dobrej jakości pielęgnacji. Niestety, powracam za każdym razem z ogromną pokorą do niezawodnych podkładów mineralnych, które cenię za lekkość, delikatność i zadowalającą współpracę z moją trądzikową cerą. Formuła matująca od Neauty Minerals, to jedna z moich ulubionych konsystencji na polskim rynku, dlatego jeszcze, w Starym Roku,zależało mi na tym, by poświęcić mu małą, drobną, ale zasłużoną chwilę.

13:20

GFF (GALACTOMYCES FERMENTATION FILTRATE) | BENTON FERMENTATION, MANYO FACTORY

GFF (GALACTOMYCES FERMENTATION FILTRATE) | BENTON FERMENTATION, MANYO FACTORY
Wymagająca skóra, potrzebuje równie wymagającej pielęgnacji. Ponure, choć prawdziwe historie zniszczonej skóry przez konwencjonalne, nieprzemyślane terapie, których skutków niepożądanych nie potrafią w zdecydowanej większości przewidywać dermatolodzy, bardzo często są rozgrywającą się osobistą tragedią dla wielu osób, które od wielu lat próbują zażegnać trądzik - okazuje się, że po wyczerpaniu puli leków, większość kosmetyków i związków aktywnych staje się stanowczo za agresywna, choć jednocześnie nieskuteczna, a silnie pobudzony i skrajnie odwodniony ze zniszczoną doszczętnie mikroflorą skórną oraz barierą hydro-lipidową naskórek, reaguje pobudliwie nawet na składniki, które są powszechnie uznawane za potencjalnie bezpieczne. Niestety, takich historii jest coraz więcej. Lekarz rozkłada ręce, ucieka od odpowiedzialności, a pacjent zostaje pozostawiony sam sobie - bez pomysłu, bez nadziei, i bez wsparcia. 

 A MOŻE GFF?

Biofermentowane wyciągi są substancjami naturalnymi, będącymi często produktem ubocznym celowanej fermentacji. Stosowane w kosmetyce są pozyskiwane w labolatoryjnych, kontrolowanych warunkach, gdzie również poddawane są naturalnym mechanizmom fermentacyjnym. Procesy zazwyczaj odbywają się poprzez fermentację alkoholową, gdzie podpuszczką są drożdże.

Dzięki fermentacji, naturalne otoczki związków aktywnych zostają rozłożone przez probiotyczne szczepy, biofermenty są zatem zdecydowanie lepiej przyswajalne, aktywne oraz zwielokrotniają swoje wartości odżywcze: między innymi wzrasta zawartość mikroelementów, witamin, związków aktywnych, są również lepiej tolerowane przez ludzką skórę, nawet w wysokim stężeniu praktycznie nie wywołują podrażnień.

Warstwa rogowa naskórka składa się końcowo z keratynocytów, które są zasadniczą barierą przed czynnikami środowiskowymi, oczywiste jest zatem, że regularne, nieumiarkowane, agresywne złuszczanie naskórka powoduje po pewnym czasie toksyczne, prozapalne reakcje. Biofermenty działają w zupełnie odwrotny sposób do substancji silnie złuszczających, choć również regulują hiperkeratozę i hamują stan zapalny, mają zupełnie inny mechanizm działania: efekt oczyszczający i regulujący jest wynikiem normalizacji procesów zachodzących w komórkach naskórka - nie uszkadzają bariery hydro-lipidowej, nie zaburzają naturalnej mikroflory oraz nie wyjaławiają skóry. Mogą być stosowane długotrwale, bez ryzyka pojawienia się efektów niepożądanych.

GFF jest produktem ubocznym sfermentowanego sake. Obszar działania GFF jak na substancję aktywną stosowaną zewnętrznie jest wysoki - badania kliniczne potwierdzają skuteczność filtratu nawet na skórę właściwą, co jest niemożliwe przy stosowaniu standaryzowanych ekstraktów roślinnych oraz większości związków aktywnych.

Podczas regularnego, sumiennego stosowania Galactomyces Fermentation Filtrate możesz zauważyć:
  • wzrost nawilżenia, lepsze nawodnienie i odżywienie skóry, 
  • odczuwalne wygładzenie,
  • wzrost elastyczności i napięcia, 
  • rozjaśnienie świeżych przebarwień potrądzikowych oraz tych, które zdążyły się już utrwalić,
  • obkurczenie, zwężenie i oczyszczenie porów, 
  • znaczna redukcja stanów zapalnych,
  • zminimalizowanie występowania trądziku toksycznego, polekowego, 
  • ograniczenie rogowacenia, 
  • działanie kojące i uspokajające, 
  • zauważalna poprawa procesów regeneracyjnych skóry, między innymi mniejsza tendencja do powstawania blizn, 
  • działanie antyoksydacyjne, według badań GFF jest antagonistą deksametazonu, przyznam, że jestem ciekawa jego działania doustnego, może być pomocny przy leczeniu hiperkortyzolemii, insulinooporności i stanów przedcukrzycowych oraz hiperprolaktynemii czynnościowej, które są wynikiem oksydacyjnego, długotrwałego działania stresu, 
  • sprawdza się w pielęgnacji nawet ekstremalnie wrażliwej, pobudzonej skóry, 

GFF może okazać się zatem idealną substancją dla pacjentów tak zwanego ostatniego rzutu, gdy zawiodło konwencjonalne leczenie lub też skóra stała się silne pobudliwa, nadreaktywna, nadwrażliwa i negatywnie reaguje na substancje o działaniu złuszczającym i regulującym.

To również świetna substancja czynna do trzymania na stabilnym poziomie unormowanego trądziku, niewymagającego stosowania inwazyjnych metod. GFF jestem zatem rozwiązaniem i dla osób z  cerą problematyczną, które leczą się dermatologicznie (GFF zmniejszy skutki niepożądane kuracji oraz poprawi regenerację skóry i zmniejszy tendencję do tworzenia się blizn), odrzucających leczenie konwencjonalne, pacjentów z trądzikiem różowatym, łojotokowym zapaleniem skóry, łuszczycą, infekcjami bakteryjno-grzybiczymi na poziomie mieszków przywłosowych, ale i niemających żadnych problemów ze skórą - filtrat świetnie nawilża, odżywia i rozjaśnia naskórek.

W zasadzie, niezależnie od tego, z jakim problemem się borykasz, jaki posiadasz typ skóry i rodzaj cery, nic nie stoi na przeszkodzie (oprócz alergii na grzyby i pleśnie), aby włączyć do pielęgnacji dobry preparat bazujący na filtracie z grzybów Galactomyces. Musisz jedynie mieć na uwadze, że esencje/serum są kosmetykami bazującymi na wodzie, zatem ich regularne stosowanie w niewłaściwym zestawieniu pielęgnacyjnym lub na typie cery skrajnie odwodnionym może nasilać stan suchości i w konsekwencji rozregulowywać naskórek.

Filtrat może wspomagać leczenie, ale równie dobrze może je zastąpić, jeśli Twoje problemy z cerą nie są mocno nasilone.

SERIA FERMENTATION BY BENTON 

Fermentation to zasłużenie najbardziej popularna i pomyślna  (również i łatwo dostępna w Polsce, dzięki Skin79) linia marki Benton. Oprócz precyzyjnie i skrupulatnie skomponowanych składników, polityka firmy produkuje kosmetyki zawsze na polecenie dystrybutora, co wyjaśnia dość długi czas oczekiwania na ich dostawę. Warto jednak poczekać i jest to ogromny plus dla marki, zwłaszcza, że świeżość kosmetyków w przypadku biofermentów wpływa bezpośrednio na ich końcową efektywność działania.

Linia Fermentation to dwa, wyjątkowe produkty w bardzo prostej oprawie: lekka esencja oraz krem pod oczy, które posiadają świetne walory wiążące wodę, ale są to raczej produkty skierowane do pielęgnacji cery typowo tłustej lub wymagającej bardzo niewiele okluzji w pielęgnacji. Może to jednak pozostać kwestią umiejętnego wplecenia produktów w pielęgnację innego typu i rodzaju cery, ale wówczas kosmetyki z serii Fermentation nie powinny być ostatnim krokiem w pielęgnacji.

Przewodnim składnikiem, będącym jednocześnie bazą produktów jest filtrat z drożdży Galactomyces, ale oprócz niego, na liście ingredientów znajdziemy dodatkowe składniki o działaniu kojącym, łagodzącym, gojącym i rozjaśniającym (ekstrakt z aloesu, ekstrakt z.pulsatilla koreana, malwy różowej, ekstrakt z owoców sanscho, wyciąg z porostu islandzkiego, panthenol, alantoina, beta-glukan, ceramidy, czy oligopeptydy). Cieszy mnie to, że efekty regularnego stosowania produktów są faktycznym urzeczywistnieniem obietnic producenta i kosmetyki doskonale sprawdzają się w pielęgnacji skóry trudnej - nadwrażliwej, nadpobudliwej, skrajnie zmienionej zapalnie.

Produkty Benton pozbawione są zapachu. Mają bardzo lekkie formuły, które świetnie współpracują z wymagającymi, podatnymi na zanieczyszczanie się typami cery. Pod względem walorów użytkowych przypadną do gustu szczególnie mężczyznom.


ESENCJA

Bardzo lekka, wodnista, przelewająca się między palcami, co nie do końca mi odpowiada. Nie nakłada się jej luksusowo, to znaczy: przyjemnie i aksamitnie, nie czuć w niej koncentracji dobroczynnych składników, które widnieją w składzie, dlatego też pierwsze zderzenie z konsystencją esencji to pewien rodzaj rozczarowania. Z takimi produktami nie pracuje się łatwo, a jeszcze trudniej jest je umiejętnie włączyć w pielęgnację, zwłaszcza gdy skóra ma tendencję do wysuszania.

Po wklepaniu w skórę nie wchłania się całkowicie, zostawia lekką, choć wyczuwalną w przyjemny sposób warstewkę, która na typach cery, które nie wymagają zastosowania okluzji, wystarczająco zabezpieczy ją przed odwodnieniem, ale sytuacja będzie zupełnie odwrotna, gdy zapotrzebowanie na emolienty jest wyższe. Produkt nałożony w zbyt dużej ilości może nieprzyjemnie lepić się, a niestety konsystencja produktu nie pozwala na dozowanie właściwej, jednorazowej porcji.

Jest to jednak w pewnym stopniu atut esencji. Łagodny woal bardzo dobrze przygotowuje skórę pod makijaż kremowy. Pigmenty doskonale trzymają się skóry, kremowa formuła jedwabiście i delikatnie chwyta się cery, podkład ma mniejszą tendencję do osiadania w niedoskonałościach i ich nieestetycznego podkreślania, trwałość wykończonego makijażu również znacząco wzrasta. Aplikowana pod kosmetyki mineralne może okazać się stanowczo zbyt lekka, zwłaszcza teraz, gdy zapotrzebowanie na okluzję wzrasta i mimowolnie, sama konsystencja sypkich produktów nasila ucieczkę wody z naskórka.

Moja skóra nie lubi przeładowanej pielęgnacji, a dodatkowo bardzo szybko obserwuję u siebie wzmożony łojotok pod wpływem stosowania kosmetyków, które odwadniają powierzchowne warstwy skóry - o ile Benton na moim typie cery zachowuje się świetnie stosowany w połączeniu z kremem z tej samej serii, o tyle samodzielnie prowadzi do rozregulowania mojego naskórka, choć bardzo pozytywnie wspominam jego stosowanie na przykład latem, gdy moja cera nie przepada za okluzją i tak lekkie konsystencje są odzwierciedleniem potrzeb mojej skóry. Aktualnie rzadko kiedy zdarzają się dni, gdy mogę ograniczyć się tylko i wyłącznie do esencji Benton.

Lekkość tej formuły okaże się zatem mocną stroną dla typów cery, które walczą z nadmiernym łojotokiem o charakterze wewnętrznym lub mają świetnie zbilansowaną pielęgnację i są w stanie przeznaczyć specjalne miejsce dla esencji Benton w swoim rytuale pielęgnacyjnym. Osobiście dążę do zredukowania ilości nakładanych kosmetyków, dlatego też nie uważam, aby był to kosmetyk, który sprawdzi się w minimalistycznym, prostym postępowaniu.

Niezadowolenie z działania esencji Benton niewątpliwie odnotują wszystkie osoby dla których okaże się zdecydowanie za lekka, nie posiada ona bowiem żadnych substancji powlekających, a zarówno filtrat, jak i większość substancji dodatkowych, to związki wiążące wodę, zresztą, sama formuła jest wyjątkowo wodnista i dość szybko wysycha. Oczywiście można zmodyfikować jej działanie: rozcieńczać nią kremy, lotiony, emulsje, które okazują się zbyt treściwe stosowane samodzielnie. Esencja wspaniale zwiększy ich walory nawilżające i zacznie zupełnie inaczej zachowywać się na skórze.

Domniemana mizerność działania produktu Benton zapewne leży w formule - w końcu to woda i nie każdy typ skóry zaakceptuje taką formę produktu pielęgnacyjnego. Ta grupa osób, którym konsystencja przypadnie do gustu, zauważą bardzo szybko zwężenie porów, uspokojenie stanu zapalnego, redukcję łojotoku, widoczne rozjaśnienie skóry oraz wzrost elastyczności naskórka. Muszę przyznać, że byłam zachwycona jej działaniem porą letnią, ponieważ zredukowała problem zapalenia mieszków włosowych do zera, niesamowicie uspokoiła moją cerę, a dodatkowo struktura i faktura skóry uległa ogromnej poprawie (niestety w lipcu na mojej skórze zaczęły pojawiać się blizny zanikowe). Czar jednak prysł jesienią, gdy produkty bazujące na wodzie nie są najlepszym rozwiązaniem nawet dla typów błyskawicznie zanieczyszczających się, jeśli jednocześnie skóra w okamgnieniu traci wodę. Oczywiście jest na to rozwiązanie, ale nie każdy jest skłonny zakupić pełen zestaw Fermentation.

Produkt jak najbardziej może nasilać łojotok, rozszerzać pory, nasilać rogowacenie, sprzyjać zanieczyszczaniu się cery oraz wywoływać pieczenie, swędzenie i podrażnienia. Nie jest to jednak winą składu, a samej formulacji, która najprościej to ujmując: wysusza. Te wszystkie objawy o których napisałam są oznaką odwodnienia skóry. Zanim postanowiłam opublikować dzisiejszą recenzję, bardzo dobrze zapoznałam się z opiniami innych osób użytkujących esencję i okazało się, że wszystkie osoby, do których opinii dałam radę dotrzeć, nawet nie założyły, że używają tego produktu źle i tak lekka forma produktu nie jest odpowiednia do stanu nawodnienia ich naskórka. Potraktowałabym zatem gorzkie słowa niektórych osób z lekkim przymrużeniem oka. Na rynku jest niewiele produktów z tak dobrą listą składników, tak świetnym podejściem producenta do produkcji własnych kosmetyków i dodatkowo naprawdę przynoszących efekty, nie tylko przy dłuższym stosowaniu - niektóre efekty można zauważyć zaledwie po kilku dniach.

Kosmetyk pomimo aktywnego składu, nie wywołuje podrażnień i zaczerwienień, jego aplikacja nie jest powiązana również z występowaniem przejściowego uczucia ciepła. Odczuwalnie koi, uspokaja, łagodzi.

Obserwacje: w przeciągu dwóch pierwszych tygodni użytkowania esencji Benton, moja cera zauważalnie (i nie tylko przeze mnie, choć akurat w tym przypadku ja jestem bardziej krytyczna) stała się jaśniejsza i lepiej nawodniona oraz zmniejszyła się tendencja do rogowacenia, produktu używam prawie pół roku i w tym czasie całkowicie do zera zredukowałam problem zapalenia mieszków włosowych. Przebarwienia pozapalne znacznie pojaśniały, a zaznaczę, że na moim typie i rodzaju skóry wchłaniają się strasznie opornie. Nie mam problemów z rozszerzonymi porami, ale sama esencja ich nie poszerzyła i nie sprzyjała ich zanieczyszczaniu, oczywiście o ile tak lekka formuła sprawdzała się stosowana samodzielnie. Pomimo stosowania retinoidów, nie występuje u mnie problem nadmiernej reaktywności skóry - żongluję kosmetykami do makijażu, ostatnio dosyć często zmieniam produkty do oczyszczania skóry, wcześniej nie mogłam sobie na to pozwolić, wiedziałam czym się to skończy. W dotyku skóra jest dosłownie jak aksamit: niesamowicie gładka i przyjemna. Dzięki systematycznemu stosowaniu esencji widzę ogromną poprawę w kondycji skóry, a zazwyczaj mam problem z kosmetykami, które są tak łatwo dostępne.

Cena: około 130 zł /100 ml. Opakowanie proste, minimalistycznie, sprawnie działające. Kosmetyk bardzo wydajny. Wart zakupu, jeśli nie będę mieć dostępu do Manyo Factory, sięgnę po propozycję marki Benton.

INCI: Galactomyces Ferment Filtrate, Bifida Ferment Lysate, Water, Glycerin, Butylene Glycol, Pentylene Glycol, Adenosine, Sodium Hyaluronate, rh-Oligopeptid-1, Ceramide NP, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Betaine, Panthenol, Allantoin, Althaea Rosea Flower Extract, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Arginine, Xanthan Gum.

KREM POD OCZY.

Fantastyczny. Nie tylko do stosowania pod oczy, ale i na całą twarz.

Pomimo treściwej (i jednocześnie lekkiej) konsystencji, która świetnie zabezpiecza skórę przed wysuszeniem, doskonale się rozprowadza oraz wchłania, nie jest ciężki. Nie jest aż nadto wysychający, pozostawia bardzo komfortową, pożądaną warstwę, ale z pewnością zbyt łagodną dla skóry, która wymaga codziennej, w zwiększonej dawce w okluzji. Nie tłuści się, nie klei, nie warzy, nie oblepia nadmiernie skóry i nie tworzy niczego dziwnego po jakimś czasie, ale chroni i koi. Jego konsystencja świetnie współpracuje z odwodnioną skórą, to jeden z niewielu produktów, który daje efekt zmiękczenia.

Moje okolice pod oczami nie są wymagające, rzadko kiedy stosuję pod nie specjalny krem. Mimo wszystko zdarza się, że aplikuję właśnie tam Fermentation Eye Cream i widzę poprawę - mam więcej rzeczy do zrobienia niż czasu, brakuje mi właściwej ilości snu, a pomimo tego moje okolice oczu nie zdradzają przewlekłego, trwającego już od kilku miesięcy przemęczenia. To świetny produkt dla skóry, która widocznie zaczyna tracić elastyczność, pojawiają się pierwsze zmarszczki mimiczne i trzeba zacząć jakoś działać, ale nie ma jeszcze tragedii i skóra nie piszczy z wysuszenia. Wątpię, aby przyniósł super efekty na skórze bardzo wymagającej i dojrzałej, która wymaga jednak treściwszej formuły, ale to jedna z lepszych propozycji dla osób, które nie są zadowolone z działania większości kremów pod oczy bo są albo za tłuste, albo nie robią kompletnie nic w kierunku nawilżenia.

Przynosi natychmiastową ulgę - skóra jest zmiękczona, łagodnie powleczona, ale później krem stopniowo, sukcesywnie wtapia się w skórę. Nie pozostawia mokrego, brzydkiego wykończenia, jest bardzo lekki w noszeniu, nie przeszkadza mi jego obecność, a uwierz mi, że jest masa takich mazideł. Zachowuje się na skórze bardzo subtelnie, mimo że nawilżenie i zmiękczenie jakie zapewnia, nie jest równoznaczne z cięższą formułą.

Z powyższych względów Fermentation Eye Cream stosuję z powodzeniem na całą twarz, nie tylko w rejonie ocznym. Skóra po jego zastosowaniu wygląda o wiele lepiej, ale używam go zgodnie z własnym zapotrzebowaniem na okluzję i zazwyczaj nie dzieje się to często, a jeśli już, to sporadycznie w wieczornej pielęgnacji. Stosowany z umiarem jest bardzo dobrze przyjmowany przez skórę - na mojej tłustej i niezwykle kapryśnej skórze nie spowodował nagłego pogorszenia, napadowego łojotoku, nieprzewidzianego nalotu zmian trądzikowych, a przekonałam się dość boleśnie, że niestety istnieją takie produkty, które potrafią robić takie rzeczy nawet w ciągu jednego, niepełnego dnia. Tak, tak, nie trzeba nawet czekać kilku dni, aby nie poznawać siebie w lustrze. Bardzo lubię go łączyć z esencją Manyo Factory albo stosować jak mocniejsze zabezpieczenie, wówczas traktuję krem jak oddzielny krok po zaaplikowaniu wodnistego serum.

Myślę, że może być bardzo pomocny w likwidacji zmarszczek, które wynikają z odwodnienia skóry. Przyniesie również ulgę skórze podrażnionej, wysuszonej, nadwrażliwej. Z drugiej strony może nie sprawdzić się na typach cery potrzebujących więcej okluzji - odradzam go typowej cerze suchej oraz bardzo szybko wysychającej.

Krem jest bardzo wydajny, nie lubi być aplikowany w za dużej ilości. Poza tym ma świetne, poręczne opakowanie oraz absolutnie genialną, zwężaną końcówkę aplikującą.

Obserwacje: Skóra podczas stosowania Fermentation Eye Cream uległa zdecydowanej poprawie pod względem nawilżenia, ponadto, krem waloryzuje działanie esencji. Mimo gęstej, treściwej formuły, krem świetnie zachowuje się nawet na tłustej skórze i bardzo chciałabym, aby dedykowane mojemu rodzajowi, umieszczę tę frazę w cudzysłowie, lekkie kremy przynosiły takie efekty i uczucie podczas aplikacji - delikatnie otula, zmiękcza, nie rozsadza porów oraz nie generuje nadmiernego łojotoku. Pozostawia delikatniutką warstewkę, która normalizuje pracę gruczołów łojowych i faktycznie daje efekt nawilżenia, nawodnienia i łagodnego, komfortowego natłuszczenia.

Cena: 130 zł/100 ml

INCI: Galactomyces Ferment Filtrate, Bifida Ferment Lysate, Butylene Glycol, Caprylic /Capric Triglyceride, Glycerin, Cetostearyl Alcohol, Cetyl Ethylhexanoate, Water, Macadamia Temifolia Seed Oil, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Pentylene Glycol, rh-Oligopeptide-1, Ceramide NP, Sodium Hyaluronate, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Adenosine, Allantoin, Althaea Rosea Root Extract, Betaine, Panthenol, Beta-Glucan, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Arginine, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Sorbitan Stearate.

MANYO FACTORY GALACTOMYCES NIACIN SPECIAL TREATMENT ESSENCE 

Gdybym miała wskazać jeden kosmetyk, który spełnił moje wszystkie oczekiwania, bez zastanowienia wskazałabym esencję Manyo Factory. Nie posiada tych minusów, które wychwyciłam u konkurencji - Fermentation Benton. Formuła jest odczuwalnie bardziej treściwa, jedwabista w dotyku, aksamitna, delikatnie silikonowa. Świetnie się z nią pracuje - wystarczy niewielka ilość esencji, aby równomiernie pokryć nią skórę.

Podczas aplikacji daje uczucie muskania cery jedwabiem, natychmiast czuję rozprężenie, ukojenie i nawodnienie. Pięknie wtapia się w skórę, choć łagodnie ją otula, nic a nic, nie klei się. Nie roluje się, nie zachowuje dziwnie w połączeniu z innymi produktami. W moim odczuciu to cięższa (co dla mojej cery jest bardziej korzystne) i bardziej skondensowana forma esencji Benton - nie tylko pod względem samej konsystencji, ale i działania. Pomimo wodnej formuły, Manyo Factory jestem w stanie używać codziennie - czasami samodzielnie, czasami w połączeniu z doskonałym kremem Benton z serii fermentowanej, ale sprawdza się niezależnie od pory roku, warunków atmosferycznych, stanu mojej cery i stopnia jej nawodnienia.

Esencja oprócz zawartości filtratu z drożdży Galactomyces, zawiera dodatkowo bardzo podobne ekstrakty roślinne, które wykorzystała firma Benton (ekstrakt z owoców sansho, ekstrakt z pulsatilla koreana, malwy różowej oraz oczaru wirginijskiego), choć najbardziej zainteresowała mnie obecność niacyny, działającej silnie przeciwzapalnie, antyoksydacyjnie, łagodząco i kojąco, witamina B3 reguluje również aktywność gruczołów łojowych oraz doskonale rozjaśnia przebarwienia, waloryzuje zatem działanie przewodniego składnika GFF. Znajduje się w dość wysokim stężeniu, podczas wymiany e-maili otrzymałam informację, że jest jej około 5-6%.

Obawiałam się, że tak wysokie stężenie niacyny nie do końca sprawdzi się w tak lekkiej formule, ale mój niepokój zniknął, gdy zapoznałam się namacalnie z konsystencją. Esencja może jedynie podczas aplikacji na pobudzoną, rozdrażnioną skórę spowodować przejściowe uczucie ciepła. Działa intensywniej. Efekt ten jednak bardzo szybko mija. To doskonała propozycja dla osób, które szukają alternatywnych sposób regulacji skóry i chcą zupełnie zrezygnować z konwencjonalnych metod regulująco-złuszczających.

Również może okazać się za lekka dla niektórych osób, choć w porównaniu z esencją Benton jest bardziej esencjonalna i przyjemna w użytkowaniu. Warto mieć jednak na uwadze to, co zdążyłam już napisać wyżej i ewentualnie używać jej do modyfikowania zbyt ciężkich konsystencji, które nie sprawdzają się stosowane samodzielnie. Nie u każdego sprawdza się tak lekka pielęgnacja.

Nie do końca odpowiada mi forma dozowania produktu, za każdym razem obawiam się, że zniszczę opakowanie i z białą gorączką będę poszukiwać czegoś zastępczego. Nie mniej, mimo intensywnego użytkowania produktu, nic nie uległo nieprzewidzianej destrukcji. Pomimo dwukrotnie mniejszej pojemności od Fermentation Essence, wydajność kosmetyków jest na zbliżonym poziomie.

Obserwacje: Nie musiałam długo czekać, efekty pojawiły się zaledwie po kilku dniach stosowania esencji. Cera uległa natychmiastowej normalizacji - aktualnie nie mam żadnych problemów z łojotokiem. I tak minimalne pory uległy dodatkowemu zwężeniu - skóra stała się zbita, jędrna, napięta, ale w ten pozytywny sposób. Zauważyłam ogromną poprawę w kolorycie cery - GFF sam w sobie świetnie rozjaśnia przebarwienia pozapalne, ale tylko podczas stosowania Manyo Factory rozjaśnieniu uległy również niektóre zmiany już utrwalone, a także znacząco poprawił się niefortunnie najsłabszy pod względem jakości obszar na mojej twarzy - bruzdy nosowo wargowe, na które nie działało absolutnie nic. W przeciągu kilku tygodni naskórek stał się nieprzyzwoicie gładki, taki efekt przynosiła mi dotychczas tylko regularnie stosowana tretinoina, ale efekty wcale długo się nie utrzymywały i były obarczone poważnymi skutkami ubocznymi - przygasiły się wszystkie stany zapalne, rogowacenie zmniejszyło się do stanu akceptowalnego. Nie zrezygnowałam całkowicie ze stosowania Atredermu, ale aktualnie wystarcza mi aplikacja tretinoiny raz na miesiąc, gdzie wcześniej musiałam zaaplikować lek co najmniej 2-3 razy w miesiącu, aby później nie walczyć z wysypami. Niestety od pewnego czasu zauważyłam większą tendencję do powstawania bliznowców zanikowych, mimo że esencja nie wygładziła moich blizn, widzę, że tkanka regeneruje się w o wiele lepszy sposób oraz bardzo dobrze wspomaga moją walkę z ubytkami w skórze. Zupełnie obiektywnie: moja skóra nigdy nie wyglądała tak dobrze jak teraz, często słyszę, że promienieję, mimo że ostatnio nie dbam o siebie tak, jak powinnam ;)

Cena: 130 zł/ 50ml.

INCI: Galactomyces Ferment Filtrate, Niacinamide, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Pulsatilla Koreana Extract, Usnea Barbata (Lichen) Extract, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Extract, Sodium Hyaluronate.

ARTYKUŁ NIE JEST SPONSOROWANY. 

Pozdrawiam,
Ewa

22:21

TRETINOINA W LECZENIU TRĄDZIKU

TRETINOINA W LECZENIU TRĄDZIKU
Tretinoina jest retinoidem tak zwanej pierwszej generacji. Spośród wszystkich dostępnych pochodnych witaminy A, obok izotretinoiny wykazuje najsilniejsze działanie stosowana w formie zewnętrznej, ze szczególnym wskazaniem najwyższej skuteczności w leczeniu hiperkeratynizacji naskórkowej. Nie ulega kolejnej konwertazie w naskórku, dlatego też jej potencjał drażniący jest wysoki. 

14:25

CLARE BLANC | REGULUJĄCY PODKŁAD MINERALNY

CLARE BLANC | REGULUJĄCY PODKŁAD MINERALNY
Jakie cechy powinien posiadać idealny podkład mineralny dla tłustej skóry? Z pewnością musi być trwały, odporny na pot i sebum, dobrze przyczepny o delikatnym, subtelnym i zdrowym, matowym wykończeniu. Teoretycznie, podkłady mineralne są stworzone dla tłustej skóry, ale nie oszukujmy się, tak krótki skład i brak substancji dodatkowych nie zawsze musi tworzyć idealny duet z cerą, która nadmiernie się przetłuszcza i równocześnie, nierzadko, szybko odwadnia się. Czy zatem nieudane próby okiełznania podkładu mineralnego to zawsze wina niewłaściwego przygotowania skóry, czy może jednak niedopasowanej formuły podkładu mineralnego?

13:35

PIXIE COSMETICS CLAY DELIGHTS

PIXIE COSMETICS CLAY DELIGHTS
Clay Delights to wyjątkowa nowość w ofercie Pixie Cosmetics. Puder bazuje na delikatnej glince kaolinowej oraz illitowej. Prócz zawartości wysokiej jakości podstawowych surowców stanowiących bazę produktu, pyłek został wzbogacony w dodatkowe, nietuzinkowe i wyszukane jak na polski rynek surowce: cenną mikę litową (lepidolit) oraz czarny turmalin, który jest równie rzadkim minerałem i tchnął szczyptę magii w kompozycję recepturową. 

W artykule znajdują się linki afiliacyjne. Każdy zakup produktu Pixie Cosmetics z moim partnerstwem, generuje dochody. Jeśli tylko zachęciłam Cię do zakupu lub zwyczajnie doceniasz moją pracę, a jednocześnie cenisz produkty marki, będzie mi bardzo miło, jeśli dokonasz zakupów z mojego polecenia - wystarczy kliknąć w wybrany przez Ciebie link i sfinalizować na nim własne zakupy. Dziękuję! :) 

11:22

DERMEDIC CAPILARTE | LINIA DLA PROBLEMATYCZNEJ SKÓRY GŁOWY

DERMEDIC CAPILARTE | LINIA DLA PROBLEMATYCZNEJ SKÓRY GŁOWY
Dzięki dopasowanej pielęgnacji uporałam się z większością pojawiających się na mojej głowie problemów- oprócz jednego, uporczywego i nie do końca uzależnionego od moich zewnętrznych działań - ich wzmożonego wypadania. Ze względu na tryb życia jaki prowadzę, w pewnym stopniu zaakceptowałam stan zastany i nie liczyłam na ogromną poprawę w tej materii, choć jednocześnie nie jestem zamknięta na nowe, ciekawe produkty, zwłaszcza, gdy są produkowane przez polskiego producenta i drzemie w nich spory potencjał.

06:00

TAZAROTEN W LECZENIU TRĄDZIKU

TAZAROTEN W LECZENIU TRĄDZIKU


Tazaroten jest jedyną pochodną witaminy A zarejestrowaną w leczeniu łuszczycy, jednak ze względu na swoje właściwości, może być z powodzeniem stosowany również i w leczeniu różnych form trądziku, zwłaszcza powiązanego ściśle z nadmiernym rogowaceniem, na czym dzisiaj zamierzam się skupić. Tazaroten jest bardzo ciekawą substancją aktywną, chociażby z tegoż względu, iż do jego przemiany w postać czynną dochodzi dopiero po zetknięciu się z tkankami żywymi (nie jest więc preparatem aktywnym w opakowaniu = ma wyższą skuteczność i wyższą trwałość), nie posiada zatem dużych właściwości drażniących, jest dobrze tolerowany, a głównym skutkiem ubocznym, który może występować niezależnie od typu, rodzaju i problemu skóry, jest początkowe uporczywe swędzenie, wynikające właśnie ze specyfiki tazarotenu i jego miejscowej, wybiórczej, wiążącej aktywacji receptorowej w mieszkach włosowych. 

15:00

ENZYM Z DYNI

ENZYM Z DYNI

Złuszczanie naskórka nie jest najłatwiejszym krokiem pielęgnacyjnym - powtarzam to wielokrotnie, że prawdziwą sztuką jest zoptymalizowanie pielęgnacji w taki sposób, aby tego naskórka nie wysuszać i tym samym nie zwiększać sztucznie zapotrzebowania na składniki nawadniające i typowo okluzyjne. Mimo lubianych przeze mnie peelingów enzymatycznych, uważam że, paradoksalnie, mimo swojej łagodności, na skórze odwodnionej zachowują się znacznie agresywniej niż nawet drobnoziarniste, kremowe peelingi, znacznie częściej uczulają i powodują przejściowe podrażnienia. Pewnym miłym wyjątkiem jest dla mnie enzym z dyni, który daje wiele możliwości jego wykorzystania - zarówno w formułach natłuszczających, jak i bardzo lekkich. Oprócz tytułowych właściwości złuszczających, doskonale odżywia, zmiękcza i nawadnia spierzchnięty naskórek. Myślę, że to jedna z najciekawszych nowości półproduktowych, która doskonale odnajdzie się w pielęgnacji skóry w okresie jesień-zima. 

14:28

OCZYSZCZANIE TWARZY OLEJAMI | TRADYCYJNE OCM Z WYKORZYSTANIEM OLEJKÓW ANNABELLE MINERALS

OCZYSZCZANIE TWARZY OLEJAMI | TRADYCYJNE OCM Z WYKORZYSTANIEM OLEJKÓW ANNABELLE MINERALS
Tradycyjna metoda OCM budzi wiele emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Są osoby, które uwielbiają olejowy, niespłukiwany sposób oczyszczania skóry, są i stanowczy przeciwnicy, szczerze nienawidzący popularnej metody przez pogrom, jaki spowodowała na ich biednych cerach.

Ze względu na wciąż rosnące zainteresowanie wśród czytelników i wewnętrzną potrzebę podzielenia się zdobytą wiedzą, postanowiłam opracować kompendium, jakiego do tej pory brakowało w sieci na temat tytułowej metody OCM - w czym tkwi istota zabiegu, jak powinien on przebiegać, czego należy używać oraz oczywiście dla kogo ta metoda jest odpowiednia, a kto powinien sobie odpuścić jej stosowanie. 

METODA OCM  - W CZYM TKWI JEJ FENOMEN ORAZ DLACZEGO NIE SPRAWDZIŁA SIĘ U TAK DUŻEJ GRUPY OSÓB?

Podkład kremowy, kremy z filtrami przeciwsłonecznymi, nadmiar sebum, kremy nawilżające, korektor pod oczy, czy tusz do rzęs - wszystko to jest mieszaniną ciężko zmywalnych tłuszczów, gdy dla większości osób, są to codzienne, typowe i normalne zanieczyszczenia, które ze względu na swoją specyfikę wymagają, niestety, bardzo dokładnie przeprowadzonego demakijażu. Tak dużą ilość tłuszczów, są w stanie usunąć preparaty bogate w emulgatory oraz mocne detergenty, co skutkuje, nawet po jednorazowym zastosowaniu, silnym ściągnięciem, narastającym odwodnieniem oraz w dłuższej perspektywie rozregulowaniem naskórka, zaś za delikatne środki, które skóry nie domywają, mają równie negatywny wpływ na kondycję naskórka. Naskórek również się odwadnia w głębszych warstwach oraz jednocześnie silnie zanieczyszcza.

Są jednak środki, które w łagodniejszy sposób łączą się z zabrudzeniami i pozwalają je "rozpuścić". Logiczne jest, że nic lepiej nie rozpuści tłuszczu, jak on sam, dlatego też olejowe oczyszczanie skóry o wiele lepiej, skuteczniej i łagodniej od produktów bazujących na wodzie i silnych substancjach pieniących się, usuwa zabrudzenia z reguły ciężkie, wodoodporne zabrudzenia. Tłuszcz ze względu na swoją budowę chemiczną, nie podrażnia i nie narusza bariery hydrolipidowej, a także zapobiega odwodnieniu poprzez intensywne powlekanie naskórka podczas czynności demakijażu, która sama w sobie zawsze naraża skórę na odwodnienie.

Co jednak sprawia, że mimo wielu zalet OCM, tak wiele osób narzeka na pogorszenie stanu skóry lub nie jest zadowolonych z wybranej metody i obserwuje wręcz ściągnięcie i postępujące wysuszenie skóry? Szkopuł tkwi w tym, czy wybrany produkt olejowy się spłukuje, jak się spłukuje oraz jakie uczucie pozostawia tuż po demakijażu. Oleje przeznaczone do tradycyjnej metody OCM nie zawierają żadnych detergentów i związków emulgujących, dlatego też wymagają innego, specyficznego schematu działania. Powlekają skórę odczuwalnie, nie spłukują się, dlatego mogą obciążać skórę i nadmiernie ją powlekać, co nie jest korzystne dla typów skóry, które nie wymagają takiej ilości natłuszczenia.

Bardzo często początkowy zachwyt olejami przeinacza się w toczący się dramat. Zapewne wiele osób zastanawia się dlaczego tak się dzieje. Otóż każdy typ cery wymaga nawilżenia i natłuszczenia (co fizjologicznie zapewnia sebum), możliwe, że przed włączeniem metody OCM, pewne osoby stosowały niezwykle agresywne, za lekkie, wysuszające metody myjące lub mają sporą tendencję do wysuszania się naskórka pod wpływem wody, a zastosowanie mycia olejem w pewnym stopniu zrównoważyło wywołane przez użytkownika zapotrzebowanie na substancje natłuszczające. Gdy zostało ono wyrównane, a pomimo tego nadal konsekwentnie stosowałeś metodę niedomywającą się, doszło do przeciążenia naskórka - co skutkowało jego pogorszeniem, które zazwyczaj nie pojawia się od razu, ale tydzień-dwa tygodnie po, chyba, że skóra jest sama w sobie dobrze natłuszczona, wówczas wysypy pojawiają się od razu i już po pierwszym zastosowaniu takiej ilości tłuszczów, można obserwować coraz to gorszą kondycję skóry.

NA CZYM POLEGA TRADYCYJNA METODA OCM 

Oczyszczanie czystym olejem polega na łączeniu się tłuszczu wraz z zabrudzeniami typu tłuszczowego (substancje wodoodporne i wodooporne), ale nie na ich usuwaniu z powierzchni naskórka. To jedna z głównych przyczyn niezadowolenia z tradycyjnej metody olejowej. Sam tłuszcz doskonale łączy się z zabrudzeniami tego samego typu, ale nie zawiera niczego dodatkowego, co umożliwiłoby jego spłukanie się. Należy zatem oprócz samego kosmetyku olejowego, rozważyć dodatkowo kolejne metody mycia, które usuną tłuszcz z powierzchni skóry - mechanicznie (na przykład w postaci szmatki, gąbki) lub chemicznie, za pomocą detergentów. Tradycyjne OCM nie uwzględnia zatem tylko stosowanego oleju, ale również i kolejne zabiegi, które dadzą efekt oczyszczający.

JAK NALEŻY PRZEPROWADZIĆ TRADYCYJNE OCM

Należy zdać sobie sprawę, że sam preparat olejowy nie jest jedynym produktem, którego wymagasz do pełnego przeprowadzania zabiegu. Tak naprawdę jest on niezbędny do połączenia się z zabrudzeniami wodoodpornymi oraz wykonania łagodnego masażu. Sam olej nie zapewnia zatem działania oczyszczającego, gdyż bez dodatkowych działań, powleka on jedynie intensywnie skórę wraz z zanieczyszczeniami.

Zabieg OCM składa się:
  • z czystego tłuszczu bez dodatków pieniących się i emulgujących,
  • dodatkowej metody oczyszczającej, która usunie tłuszcz mechanicznie lub chemicznie,
  • jest to zatem metoda dwuetapowa lub jednoetapowa, jeżeli nie stosujesz detergentów,

Masaż skóry i dokładne rozpuszczenie zabrudzeń jest pierwszym etapem olejowego oczyszczania cery. Wylej odpowiednią ilość oleju, aby pokrywał on dokładnie Twoją skórę i umożliwił Ci wykonanie masażu. Zamiast mazania wszystkiego na skórze (a jest to ważne przy niespłukiwanej metodzie olejowej), co ograniczy możliwość zanieczyszczenia skóry produktami wyjątkowo wodoodpornymi, polecam zawsze na samym początku usunąć makijażu oczu i ust (nałożyć na powieki/usta czysty olej, pomasować, przyłożyć płatek kosmetyczny nasączony bardzo ciepłą wodą, przyłożyć na chwilę i zdjąć zanieczyszczenia, ewentualnie czynność należy powtórzyć), a dopiero później przejść do oczyszczania reszty twarzy. Gdy wszystkie zabrudzenia połączą się z olejem, możesz przejść do kolejnego, niezbędnego etapu. 

Zanim przejdę do drugiej fazy OCM, chcę zwrócić uwagę na jedną, bardzo ważną rzecz - temperaturę. Aby usunąć efektywnie tłuszcz ze skóry, zwłaszcza, gdy nie zawiera on substancji dodatkowych, wymagane jest ciepło. Ciepło rozbija tłuszcz, sprawia, że łatwiej usuwa się ze skóry oraz oczywiście lepiej się wchłania. Metoda tradycyjnego oczyszczania olejem, wymaga zatem zastosowania wyższych temperatur, inaczej tłuszcz zostawi tłusty film na skórze oraz nie zapewni efektu oczyszczającego, będzie również wymagał zastosowania mocniejszych technik myjących.

Metoda mechaniczna, jak sama nazwa wskazuje, polega na mechanicznym ściąganiu zabrudzeń. Dzięki zastosowaniu akcesoriów, które posiadają mikrowłókna (ściereczki) lub pory (gąbki), tłuszcz chwyta się wgłębień i powierzchni pochłaniających, a następnie jest usuwany ze skóry. Mechaniczne oczyszczanie nigdy nie zapewni maksymalnego oczyszczenia i 100% usunięcia tłuszczu, ale dzięki odejściu od standardowych środków pieniących się, jest najdelikatniejszą metodą oczyszczania skóry z głębokich zabrudzeń bez dużego ryzyka podrażnień (o ile zastosowane akcesoria nie są ostre i moc nacisku nie jest zbyt duża). Nie każdemu służy całkowite domywanie środków myjących, dlatego też tradycyjne OCM w połączeniu z metodami mechanicznymi, może oczyszczać skórę z wodoodpornych zabrudzeń, ale jednocześnie nie powodować mocnego wysuszenia. Zapewni również niezbędne natłuszczenie, dlatego po takiej metodzie oczyszczania bez problemu można stosować lekkie konsystencje typu serum, esencje. Dzięki metodzie mechanicznej, można bardzo łatwo schwytać pigmenty mineralne - sam tłuszcz ich nie usunie, ponieważ mają inną strukturę, ale już forma akcesoriów - jak najbardziej.

Aby wykonać prawidłowo drugi, mechaniczny etap, nasącz w bardzo ciepłej wodzie swoje akcesorium i zdejmuj nim tłuszczowe zabrudzenia z powierzchni skóry. Możesz jednocześnie również wykonać relaksujący i oczyszczający masaż. 

Metoda chemiczna wymaga już zastosowania chemicznych metod myjących. Ze względu na specyfikę tłuszczów, środki muszą mocno odtłuszczać naskórek, więc są typowo agresywnymi, wysuszającymi środkami. Co więcej, zastosowanie metod chemicznych, nawet o mocnej sile myjącej, nie zawsze zapewnia efekt oczyszczenia, jeżeli pierwsza faza nie ulega samoistnemu spłukiwaniu. 

Można tutaj osiągnąć dwa, zupełnie różne efekty. Jeżeli po tradycyjnym OCM użyjesz kosmetyków, które zawierają niewielką ilość detergentów, ale sporą ilość emulgatorów, jest szansa, że będziesz w stanie uniknąć stosowania mocno pieniących się czyścików. Emulgatory zemulgują tłuszcz i usuną go łagodniej niż mocne detergenty. Jeżeli jednak zastosowane mieszanki emulgatorowe są zbyt silne lub jest ich za dużo w proporcji do tłuszczu, również będą powodować silne ściągniecie i wysuszenie. Za mała ilość tychże substancji nie będzie po prostu domywać skóry. 

Jeżeli jednak zdecydujesz się na środki mocno pieniące się lub zasadowe środki myjące (mydła) w dość mocny, ale mało efektywny sposób odtłuścisz skórę. Z jednej strony warstwa tłuszczu ochroni skórę przed mocnym wysuszeniem, ale większość detergentów przechodzi przez barierę hydrolipidową i tym samym tłuszcze, powodując jej uszkodzenia.

Należy pamiętać, że metoda OCM sprawdza się wówczas, gdy jest adekwatna do bieżących potrzeb skóry oraz znajdującej się na jej powierzchni ilości tłuszczu. Należy zdać sobie sprawę, że znajdujące się zabrudzenia działają amortyzująco, a OCM usuwa głównie zabrudzenia tego samego lub częściowo podobnego typu. Duże znaczenie ma szczególnie drugi etap, którym modyfikujemy to, ile tego tłuszczu ma na skórze pozostać. I najważniejsze - OCM to nie tylko sposób oczyszczania cery z ciężkich, wodoodpornych zabrudzeń, to również doskonale rozwiązanie dla typów skóry, które wymagają bardzo łagodnego traktowania i nie tolerują mocnych detergentów, a jest to problem, który dotyczy coraz szerszej grupy osób. 

OLEJKI WIELOFUNKCYJNE ANNABELLE MINERALS

Nowością na rynku są olejki wielofunkcyjne Annabelle Minerals, które doskonale sprawdzają się właśnie w tytułowej metodzie olejowej. Nie zawierają one bowiem żadnych, dodatkowych substancji, a są jedynie mieszanką naturalnych olejów, olejków eterycznych i witamin. Świetnie sprawdzą się nie tylko w tradycyjnym OCM, ale będą równie doskonałym dodatkiem do:

  • za mocno domywających się środków myjących, począwszy od olejków myjących, skończywszy na żelach, piankach, kremach, które powodują ściągnięcie i dyskomfort,
  • za słabo powlekających kosmetyków pielęgnacyjnych - serum, esencji, kremów, 
  • masek oczyszczających, które powodują ściągnięcie skóry,
  • masek nawilżających, które na szybko wysychają i ściągają skórę
  • makijażu kremowego i mineralnego, który za szybko wysycha, powodując niekomfortowe uczucie ściągnięcia, wysuszenia,
  • serum olejowych, gdy kosmetyki pielęgnacyjne okazują się za delikatne i skóra wymaga okluzji,

W ofercie Annabelle Minerals znajdują się trzy rodzaje olejków: wersja PURE, ESSENTIAL oraz CALM. Wspólnym mianownikiem jest ich olejowa baza pozbawiona jakichkolwiek substancji spłukujących się i emulgujących, mimo zaleceń producenta, polecam kierować się przede wszystkim indywidualnymi potrzebami i preferencjami zapachowymi, bowiem olejki Annabelle zawierają sporą ilość olejków eterycznych, kompozycja zapachowa jest bardzo dobrze wyczuwalna oraz posiada tendencję do pozostawania na skórze przez jakiś czas, dlatego radzę zapoznać się z nutami zapachowymi oferowanych olejków tuż przed zakupem.

Olejki mają bardzo przyjemną konsystencję. Nie jest ona za rzadka, dlatego bardzo łatwo rozprowadza się w dłoniach i sunie po twarzy, nie wchłania się całkowicie, a pozwala na wykonanie masażu. Olejek świetnie łapie zabrudzenia i jest wyjątkowo podatny na dotyk. Nie jest lepki. Podoba mi się to, że nie przelewa się między palcami i nie jest za gęsty, dzięki temu jest wyjątkowo wydajny i wystarczy już niewielka ilość, aby wykonać pełny, olejowy demakijaż. Ogólnie walory użytkowe bardzo na plus.

Cena 49.90 zł/50 ml. Oleje nie są tanie, zwłaszcza, gdy są dobrej jakości, dlatego też cena wielofunkcyjnych olejków jest adekwatna do oferowanej pojemności, nie są to proste kompozycje, w których zastosowano maksymalnie trzy, różne składniki - producent zastosował mieszanki olejowe i naturalne, bogate olejki eteryczne.

Opakowanie jest poręczne, minimalistyczne, bardzo proste, zgrabne i estetyczne, nic się nie zacina, działa sprawnie. Obawiam się nieco szkła w łazience, ale jest to najlepszy i najbardziej ekonomiczny sposób przechowywania olejów (oleje mogą pochłaniać zanieczyszczenia znajdują się między innymi w plastiku). Do działania również nie mogę się przyczepić - oleje jak oleje, u jednych się sprawdzają, u drugich nie, albo wymagają innego sposobu użytkowania. Bez najmniejszych wątpliwości, Annabelle Minerals stworzyło bardzo dobre i przyjazne cenowo mieszanki olejowe, które można wykorzystać w formie niezmienionej lub zmodyfikowanej, jeżeli nie sprawdza się tradycyjne OCM.

PURE. Przeznaczony jest do pielęgnacji cery tłustej, zanieczyszczonej, mieszanej, trądzikowej. Posiada mocny, tymolowy, ziołowy zapach, który może kojarzyć się większości z syropami na kaszel. Radzę uważać na okolice oczu, ponieważ może je podrażniać. Olejek ma genialną konsystencję - świetnie się rozprowadza w dłoniach oraz chwyta wszystkie zabrudzenia. Muszę przyznać, że to moja ulubiona wersja olejku wielofunkcyjnego - zastosowane w nim tłuszcze, w tym głównie olej kokosowy, doskonale sprawdza się w olejowym oczyszczaniu, ponieważ doskonale łączy się z zabrudzeniami i pod wpływem ciepła - bardzo łatwo usuwa się ze skóry. Olejek łagodzi zmiany zapalne, bardzo dobrze sprawdza się stosowany punktowo na zmiany zapalne.

INCI: Argania spinosa kernel Oil, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Ricinus communis (Castor) Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Ribes Nigrum Seed Oil, Thymus Vulgaris Oil, Gaulteria Gaultheria procumbens,Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil

Lista składników: Olej arganowy, olej kokosowy, olej rycynowy, olej abisyński, olej z nasion czarnej porzeczki, olejek tymiankowy, olejek golteriowy, witamina E, olej z nasion słonecznika

ESSENTIAL. Pachnie świeżo rozkrojoną pomarańczą, ze względu na obecność olejków cytrusowych, raczej unikałabym jego stosowania w porannej pielęgnacji. Nieco gorzej łączy się z zabrudzeniami, ale za to świetnie koi i uspokaja skórę, a także łagodnie ją powleka. Bardzo dobry produkt do stosowania jako oddzielne serum olejowe, ładnie zmiękcza i odżywia skórę. Konsystencja niezwykle miła i przyjemna w dotyku, polecam ją aplikować na zwilżoną, ciepłą skórę. Olejek Essential sprawdzi się szczególnie w pielęgnacji cery dojrzałej, suchej, wrażliwej. To również doskonały dodatek do podkładu kremowego lub kremu pielęgnacyjnego, który dostatecznie nie natłuszcza skóry.

INCI: Argania Spinosa Kernel Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil Jojoba, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Crambe Abyssinica Seed Oil, Rubus Idaeus Seed Oil, Citrus Sinensis Peel Oil, Expressed, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil

Lista składników: Olej arganowy, olej z pestek winogron, olej jojoba, olej makadamia, olej abisyński, olej z pestek malin, olejek ze skórki cytryny, witamina E, olej z nasion słonecznika.

CALM. Wersja skierowana do pielęgnacji cery wrażliwej, mieszanej, suchej. Zapach olejku jest również cytrusowy, ale nieco stłumiony przez łagodną nutę kwiatową. Bardzo łagodny, odprężający i przyjemny, przypadnie do gustu osobom, które obawiają się mocnych zapachów w kosmetykach pielęgnacyjnych. Wersja Calm świetnie sprawdza się w tradycyjnej metodzie OCM, ale przyznam, że chętniej sięgam po wersję Pure, która bardziej trafia w aktualne potrzeby mojej skóry.

INCI: Vitis Vinifera Seed Oil, Cocos Nucifera (Coconut) Oil Ricinus communis (Castor) Oil, Cannabis Sativa (Hemp) Seed Oil, Persea Gratissima Oil, Tocopherol, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Citrus medica limonum (Lemon) Peel Oil

Lista składników: Olej z pestek winogron, olej kokosowy, olej rycynowy, olej z nasion konopi siewnych, olej z awokado, witamina E, olejek geraniowy, olejek ze skórki cytryny.

JAKICH EFEKTÓW MOŻESZ SIĘ SPODZIEWAĆ?

Nierozcieńczone tłuszcze doskonale łączą się z zabrudzeniami. Mogą zapewnić doskonałe i niezwykle skuteczne scalenie konsystencji wodoodpornych. Choć tak naprawdę efekty końcowe są uzależnione od drugiej fazy myjącej, która odpowiada za usunięcie oleju z powierzchni skóry, a więc wpływa bezpośrednio za stopień oczyszczenia oraz nawilżenia, to jednak tradycyjne OCM nie tylko doskonale zbiera tłuszcz, ale i zabezpiecza skórę przed działaniem mocniejszych metod myjących.

Jeżeli dopasujesz drugi, niezbędny etap, dzięki OCM, Twoja skóra może stać się doskonale oczyszczona, dotleniona, odżywiona i zmiękczona, będziesz w stanie również stosować łagodniejsze metody myjące. OCM to metoda, która nie narusza naturalnej bariery hydrolipidowej i pod pewnymi względami, jest fizjologicznie zgodna z ludzką skórą. Jest w niej bardzo dużo logiki, dzięki temu w wyjątkowo łagodny i bardzo szybki sposób, możesz pozbyć się nawet trudno usuwalnych zanieczyszczeń, które nie są rozpuszczalne w wodzie. 

KTO BĘDZIE ZADOWOLONY Z NIESPŁUKIWANYCH OLEJKÓW W OCZYSZCZANIU?

Tradycyjne OCM przede wszystkim doskonale sprawdzi się u osób, które wymagają codziennego natłuszczania i nie przepadają za środkami, które całkowicie się spłukują, bowiem powodują ściągnięcie, dyskomfort lub wzmożony łojotok. Do kogo skierowane są olejki wielofunkcyjne Annabelle Minerals?

  • osoby z cerą odwodnioną, wysuszoną, ze sporym zapotrzebowaniem na okluzję (+ łagodny, najlepiej mechaniczny, bezdetergentowy sposób oczyszczania skóry),
  • posiadacze cery nadwrażliwej, 
  • posiadacze skóry typowo suchej, 
  • wymagający usunięcia wodoodpornego makijażu (w zależności od stopnia nawilżenia skóry metoda mechaniczna lub chemiczna lub też mieszana)
  • osoby z uszkodzoną barierą hydrolipidową,
  • nietolerujący detergentów i środków pieniących się w pielęgnacji,
  • stosujący ciężki makijaż wodoodporny lub kremy ochronne, 
  • stosujący kosmetyki wodoodporne i trudno zmywalne do makijażu oczu i ust, 
  • okazjonalnie skóra trądzikowa, mieszana i tłusta, gdy wymaga okluzji, zwłaszcza podczas terapii złuszczających i zimową, suchą porą, 

OSOBY, KTÓRYM NIE POLECAM TEJ METODY OCZYSZCZANIA

Przede wszystkim wszyscy Ci, którzy nie tolerują żadnej lub wyczuwalnej warstwy na skórze, źle tolerują oleje i kremy oraz unikają przeładowanej, bogatej pielęgnacji. Za OCM nie będą przepadać osoby, które wymagają bardzo dokładnego demakijażu, a jednocześnie mają problem z zanieczyszczaniem się naskórka, chociaż możliwe, że ta metoda sprawdzi się stosowana okazjonalnie, co do trybu ciągłego nie mam wątpliwości, że przysporzy więcej szkód niż pożytku. Niewłaściwie stosowane oleje, mogą rozszerzać pory, dawać szarawy, brzydki kolor skóry, powodować nacieki oraz wywoływać typowy trądzik zaskórnikowo-grudkowy i ropowiczy. Co zatem zrobić, aby również cieszyć się działaniem olejków Annabelle?

  • dobrze je domywać w dwuetapowym oczyszczaniu skóry,
  • do olejku dodać emulgatora, aby stworzyć olejek myjący,
  • łączyć z innymi środkami myjącymi, które się spłukują,
  • stosować metody mieszane - ściągać olej mechanicznie, a następnie doczyszczać skórę detergentami, 

ARTYKUŁ JEST SPONSOROWANY PRZEZ PRODUCENTA KOSMETYKÓW ANNABELLE MINERALS. 

Pozdrawiam,
Ewa

14:30

NEAUTY MINERALS | KRYJĄCY PODKŁAD MINERALNY

NEAUTY MINERALS | KRYJĄCY PODKŁAD MINERALNY

ARTYKUŁ ZAWIERA PONAD 200 KOMENTARZY, JEŻELI CHCESZ SPRAWDZIĆ, CZY UDZIELIŁAM ODPOWIEDZI LUB PRZEŚLEDZIĆ POJAWIAJĄCE SIĘ KOMENTARZE, KLIKNIJ NA SAMYM KOŃCU STRONY "WCZYTAJ WIĘCEJ". ZAPRASZAM DO DYSKUSJI POD NAJNOWSZYM ARTYKUŁEM.

Stworzenie podkładu kryjącego, łączącego cechy lekkiego, naturalnego i trwałego nie należy do rzeczy prostych, łatwych i przyjemnych. Są to bowiem jedne z najtrudniejszych formulacji do wytworzenia, zwłaszcza mineralnych, gdy ilość składników jest mocno ograniczona, a użytkowniczki nierzadko są wyjątkowo wrażliwe na wykończenie oraz naturalność, jaką ma zapewniać dany produkt.

20:35

ADAPALEN W LECZENIU TRĄDZIKU

ADAPALEN W LECZENIU TRĄDZIKU
Ze względu na wciąż rosnące zainteresowanie retinoidami oraz doskonałe, deszczowo-ponure warunki do przeprowadzenia terapii przeciwtrądzikowych i nie tylko tymże środkami, postanowiłam opracować artykuł dotyczący działania jednego z najmniej docenianych "retinoidów"- adapalenu. Od pewnego czasu występuje on w świetnej formule, która pozwala mu efektywnie działać, ale jednocześnie nie wysusza mocno skóry oraz nie zawiera substancji dodatkowych, które działają silnie alergennie lub nie nadają się do częstego stosowania na duże partie skóry.

15:50

Annabelle Minerals | Matujący podkład mineralny

Annabelle Minerals | Matujący podkład mineralny
Jedna z najpopularniejszych... o ile nie najpopularniejsza formuła mineralna w Polsce. Posiada tyle samo oddanych, wiernych fanów, co zawiedzionych użytkowników. Zgodnie z moim założeniem, dzisiaj pojawia się obszerna recenzja mineralnego, matującego pyłku od Annabelle Minerals wzbogacona dodatkowo o krótkie filmiki, obrazujące efekt jaki można otrzymać słynnymi Annabellkami. 

16:15

RODZAJE I WŁAŚCIWOŚCI GLINEK KOSMETYCZNYCH

RODZAJE I WŁAŚCIWOŚCI GLINEK KOSMETYCZNYCH

Tak zupełnie szczerze, nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez glinek. Brak regularności, jest równy linii pochyłej i nieustannej tendencji spadkowej stanu mojej cery. Regularnie wykonywane okłady doskonale regulują mój problematyczny naskórek, usuwają efektywnie rogowacenia, z którymi mam niemały problem, zwłaszcza podczas kuracji złuszczających, zapobiegają rozwojowi zaskórników, absorbują nadmiar sebum, w skrócie: ograniczają i łagodzą trądzik, a dodatkowo ładnie napinają skórę. To niezbędny element pielęgnacji, którego nie pomijam już od kilku lat. 

16:21

SUBSTANCJE WIĄŻĄCE WODĘ | KIEDY NAWILŻAJĄ, A KIEDY WYCIĄGAJĄ WILGOĆ Z NASKÓRKA?

SUBSTANCJE WIĄŻĄCE WODĘ | KIEDY NAWILŻAJĄ, A KIEDY WYCIĄGAJĄ WILGOĆ Z NASKÓRKA?


Zagłębiając się w tematy poświęcone nawilżeniu, wiele osób może mieć pewien mętlik w głowie i spore trudności w zastosowaniu teorii... w praktyce. Jedną z nich, z pewnością, są substancje wiążące wodę (zwane humektantami), bowiem działają w zupełnie inny sposób na odmiennych typach cery, schematach pielęgnacji oraz przede wszystkim trudno jest wyczuć ten odpowiedni moment, aby ich użyć bez narażania się na wzmożone odwodnienie.

13:30

Annabelle Minerals | Rozświetlający podkład mineralny

Annabelle Minerals | Rozświetlający podkład mineralny
W szerokiej ofercie Annabelle Minerals, niezmiennie od kilku lat, figurują trzy, zupełnie odmienne formuły podkładów mineralnych, które zapewniają inne wykończenie oraz różny stopień krycia: kryjąca, ciesząca się najlepszą sprzedażą matująca oraz w moim odczuciu niedoceniana, a najbardziej uniwersalna: rozświetlająca. To jej chcę poświęcić dłuższą chwilę. 

05:00

Skoncentrowany, naturalny krem pod oczy dla wymagającej skóry | Lush Botanicals, Stardust Eye Serum

Skoncentrowany, naturalny krem pod oczy dla wymagającej skóry | Lush Botanicals, Stardust Eye Serum
Okolice oczu mogą zacząć bardzo szybko i wyjątkowo niedelikatnie zdradzać wiek. Ich pielęgnacja jest przy tym trudna i kosztowna - kosmetyki muszą działać i przynosić oczekiwane rezultaty, ale jednocześnie być delikatne dla oczu. Ze względu na wciąż rosnące zapotrzebowanie na dobre kosmetyki, zdecydowałam się przetestować Stardust Eye Serum od Lush Botanicals. Krem stosuje również regularnie moja mama, przed 50 rokiem życia - gdzie obszar pod oczami ulega już wzmożonym procesom starzenia. Okolice przebarwiają się, tracą elastyczność, są mniej świetliste. 

Dobry kosmetyk do pielęgnacji oczu jest na miarę złota. Osoba poszukująca kremu, pewna związanych z nim oczekiwań, ma zdecydowanie wyższe wymogi a wraz z nimi deklaruje i wyższą kwotę, którą jest w stanie przeznaczyć za produkt, który faktycznie działa. Kosmetyki skuteczne, zwłaszcza do pielęgnacji tak delikatnych okolic, nie są tanie - muszą zawierać określoną ilość substancji aktywnych (bardzo często ze względu na rejon, niższą niż w tradycyjnych kosmetykach przeznaczonych do pielęgnacji twarzy), odpowiednie zestawienie substancji aktywnych oraz właściwą bazę, która zapewni penetrację skóry i przyniesie oczekiwane rezultaty. Kosmetyki naturalne nie zawsze są najlepszym wyborem, ale jestem na tak, jeżeli są prawidłowo sformułowane, by efektywnie działać. 


Kremy pod oczy zabezpieczają skórę przed wysuszeniem, mogą ją nieznacznie wygładzić, ujędrnić, odżywić, rozświetlić, ale nie usuną głębokich zmarszczek oraz nie naprawią wszystkich zaniedbań skumulowanych przez lata. Oczywiście, już samo to, może poprawić widocznie kondycję skóry, ale nie przyniesie spektakularnych efektów - do skóry wymagającej porządnej regeneracji, odżywienia, rewitalizacji, skierowane są zabiegi medycyny estetycznej, których działanie można wzmocnić i przedłużyć stosowanymi dobrej jakości kosmetykami pielęgnacyjnymi. Dobre kosmetyki są potrzebne, ale na pewnym etapie nie należy łudzić się, że są w stanie zmienić wszystko. 

Stardust Eye Serum Lush Botanicals spełnia większość podstawowych i bardziej wymagających oczekiwań (komfort stosowania, współpracująca konsystencja, bezpieczeństwo dla oczu), jednak najważniejszym kryterium, które zostało spełnione na dojrzałej, wymagającej już skórze to jego udowodniona skuteczność. Produkt musi działać, inaczej nie widzę większego sensu polecania odrębnego, kolejnego produktu do pielęgnacji.

TREŚCIWA, ACZ DELIKATNA... 

Konsystencja kremów pod oczy musi idealnie współpracować ze skórą, powinna zapewniać jak najlepsze efekty odżywienia i jednocześnie nie powlekać nadmiernie skóry, aby nie działać w zupełnie przeciwną stronę i nie sprzyjać zbędnemu, szkodliwemu naciąganiu naskórka i odwadnianiu głębszych warstw. Ważnym aspektem, szczególnie dla kobiet wykonujących makijaż, jest również dobra współpraca z innymi kosmetykami - kremy pod oczy powinny dobrze zgrywać się z makijażem, nie powodować jego rozwarstwiania się, zapobiegać nadmiernej pudrowości i wysuszeniu oraz znacząco przedłużać trwałość makijażu. 

Stardust Eye Serum ma bardzo ciekawą, skoncentrowaną konsystencję. Nie jest on zbyt lekki, ale też aż nadto tłusty. Podobnie jak recenzowany już wcześniej In the air (pełną recenzję znajdziesz tutaj>) podczas rozprowadzania smuży i mimo zastosowania małej ilości produktu, podczas ogrzewania go w opuszkach palców, niepostrzeżenie przybywa go coraz więcej. Jest bardzo skoncentrowany i odczuwalnie cięższy, bardziej okluzyjny, zabezpieczający, odżywczy, choć jednocześnie bardzo przyjemny w stosowaniu. Nie można w nim wyczuć przepływającego oleju, mimo skoncentrowanej formuły, nie ma konsystencji masła, ani zawiesiny, nic się nie wytrąca i nie rozdziela. Formuła jest stabilna i spójna.

Mimo odżywczej konsystencji, nie tłuści skóry. Dobrze się wchłania, choć całkowicie nie wysycha. Konsystencja Stardust, powinna zostać złotym standardem porządnych kremów pod oczy dla wymagającej skóry. Spełnia większość wymogów. 

Nie wchłania się zupełnie, ale i nie tłuści skóry (co tylko wzmaga potliwość i sprzyja powstawaniu prosaków), co jest dużym atutem, szczególnie przy skórze z większym zapotrzebowaniem na okluzję, zapewniając ochronną, ale bardzo przyjemną warstewkę. Nie ściąga skóry, co czynią zbyt lekkie produkty. Podobnie jak krem do twarzy marki Lush Botanicals, wymaga uprzedniego ogrzania, a następnie delikatnego wklepania od zewnętrznego kącika, do wewnętrznego, malutkim paluszkiem, łagodnie oklepującymi ruchami. Co ważne, jak sama nazwa wskazuje - krem zachowuje się dosłownie jak odżywcze serum i wystarczy niewielka ilość aplikowanego produktu - jednorazowo około 1/3 pompki.


Konsystencja nie ma tendencji do migracji, jeżeli współgra z rzeczywistym zapotrzebowaniem na okluzję. Krem znacznie lepiej spisuje się na skórze już bardziej wymagającej, dojrzałej, ze sprecyzowanymi wymaganiami. Bardzo ładnie wtapia się, ale jednocześnie przynosi komfort i nawilżenie, które nie jest krótkotrwałe i trwa znacznie dłużej niż do następnego mycia. 

Krem nie migruje do oczu i nie powoduje ich pieczenia oraz łzawienia. Radzę jednak unikać stosowania kremu w za dużej ilości oraz na skórze niewymagającej takiej ilości okluzji, bowiem może drażnić spojówki, gdy dostanie się do oka. Problem nie istnieje na skórze dojrzałej - najbardziej polecanej grupie docelowej. 

Eye Serum jest dosyć gęsty, ale równocześnie lekki w swej strukturze, jedwabisty i aksamitny podczas rozprowadzania. Przypomina puszysty, kremowy, śmietankowy krem (ubity serek mascarpone). Nie jest lekki jak pianka, ale dokładnie takie uczucie towarzyszy mi podczas jego rozprowadzania. Podczas wklepywania, daje natychmiastowe uczucie ukojenia i zmiękczenia, a skóra zyskuje ładny, zdrowy koloryt.

Niesamowite jest to, że ma spory potencjał zabezpieczający i odżywczy, ale nie ma tłustej, kłopotliwej konsystencji. Bardzo dobra współpraca ze skórą i świetne właściwości pielęgnujące!

Krem tuż po aplikacji nie lepi się, nie klei, nie jest mocno wilgotny i podatny na ścieranie, ale również nie zastyga. Stopniowo, w ciągu dnia wchłania się, dając odczuwalne nawilżenie i niezbędne natłuszczenie. Bardzo dobrze współpracuje z bardziej odwodnioną skórą, więc mogę go polecić osobom, które faktycznie potrzebują okluzji i szukają czegoś bardziej... skondensowanego.

WKLEPUJ, OKLEPUJ, OD ZEWNĘTRZNEGO DO WEWNĘTRZNEGO KĄCIKA

Aplikowany tradycyjnie, od zewnętrznego, do wewnętrznego kącika oklepującymi ruchami malutkiego paluszka. Moja skóra mimo przemęczenia, okazjonalnego przesuszenia i braku prawidłowej ilości snu nie jest aż tak problematyczna (a na pewno nie tak, jak sobie to wyobrażałam), ale już jednorazowe zaaplikowanie kremu przynosi odczuwalną ulgę.

Bardzo podoba mi się to, że Eye Serum, aplikowany na porządnie podrażnioną skórę nie powoduje pieczenia, co zdarza się aż zbyt często przy naturalnych produktach i staje się dużym problemem, szczególnie w pielęgnacji okolic oczu. Krem moją skórę natychmiast koi, nawilża, zmiękcza i uspokaja. Sprawdza się lepiej niż niejeden opatrunkowy krem. Nie wysycha nadmiernie, ale nie jest też tłusty. 

Serum sprawdza się również jako całonocna maseczka. Skóra jest odżywiona, miękka, bardzo ładnie napięta. 

Ze względu na moje okolice oczu, kosmetyku nie używam codziennie, z tego też powodu podarowałam go mojej mamie, która jest bardzo zadowolona z jego działania i to na jej wrażeniach buduję końcową opinię.

KREM POD OCZY, KTÓRY DZIAŁA! 

Na pewno krem bardzo dobrze zabezpiecza skórę. Obszar oczu mojej mamy ostatnio stał się dość problematyczny, coraz częściej skóra łuszczyła się, piekła, była zaczerwieniona, a kosmetyki o zbyt lekkiej konsystencji nasilały ten stan. Zmarszczki w ostatnim czasie uległy także większemu zagłębieniu i zaostrzeniu, a chwiejna pogoda dodatkowo nasilała ten stan. Mama nie ma problemów z zasinieniami, workami (bardziej opadającą powieką, ale tutaj pożądane efekty zagwarantuje jedynie plastyczne modelowanie powieki, a nie kremy), ale często skarży się na szczypanie powiek i niekontrolowanie je pociera, dlatego obawiałam się włączenia produktu Lush Botanicals do jej pielęgnacji, znając swoje pierwsze wrażenia z jego stosowania (krem przy pierwszym użytkowaniu miał jak dla mnie zbyt bogatą konsystencję i delikatnie podrażnił mi powieki oraz migrował do oczu).


Potwierdzamy - efekty stosowania Stardust nie mają działania doraźnego, skóra pod oczami ulega sukcesywnej poprawie. 


Skóra okolic oczu znacząco się uspokoiła, na tyle, że zdarzały się dni, w których moja mama zapominała o posmarowaniu się czymkolwiek i nie musiała narzekać na nagłe wysuszenie w trakcie pracy w warunkach niesprzyjających utrzymaniu prawidłowego nawilżenia. Do pewnego czasu było to niemożliwe i co jakiś czas zwoziłam jej masę produktów pielęgnacyjnych, które zużywała na bieżąco. Po włączeniu produktów Lush Botanicals, cera mojej mamy zdecydowanie uległa poprawie, szczególnie pod względem nawodnienia, szczególnie dotyczy to rejonu pod oczami, który wcześniej sprawiał sporo problemów. Zebranie wywiadu od mojej mamy nie jest proste, ale różnice są dostrzegalne gołym okiem, i co najważniejsze - sama je widzi. W większości produktów nie zauważa zbyt dużej różnicy, a tutaj nie musiałam szczególnie ciągnąć jej za język, aby uzyskać jakiekolwiek informacje.

Naskórek jest zdecydowanie bardziej sprężysty, miły i gładki w dotyku. Nie liczyłam na wygładzenie zmarszczek (bo od tego jest medycyna estetyczna lub pogodzenie się z własnym wiekiem), ale są one zdecydowanie słabiej zarysowane oraz nie odznaczają się tak bardzo podczas intensywnej mimiki twarzy. Spojrzenie jest zdecydowanie bardziej świeże, wypoczęte, a skóra delikatnie wilgotna, prezentuje się niezwykle świeżo. Zauważyłam znaczne rozjaśnienie tych okolic, przez co nie są tak zmęczone jak wcześniej. Dotychczas problematyczny rejon uległ wyciszeniu, przyznam, że jestem zaskoczona pozytywnymi efektami.

Obszar jest zdecydowanie jaśniejszy, gładszy, ładniejszy. To dobra informacja dla osób, które mają ciemniejsze, zmęczone spojrzenie i chciałaby choć trochę napiąć i rozjaśnić tę strefę. Skóra wygląda na znacznie zdrowszą, co czuć również w teście dotykowym. Najważniejszy jest jednak komfort, jaki przynosi regularne (a nawet pojedyncze) stosowanie Stardust Eye Serum. Skóra dojrzała bardzo szybko wysycha i charakteryzuje się rosnącym, ale stabilnym przez cały dzień zapotrzebowaniem na okluzję - za tłuste konsystencje odwadniają skórę tak samo, jak te, które mają zbyt lekką formułę. Na starzejącej się skórze, zdecydowanie lepiej sprawdzają się powlekające, ale w zrównoważony sposób konsystencje. Ciężko jest znaleźć produkt, który zapewnia idealny bilans nawilżenia oraz natłuszczenia, faktycznie poprawiając kondycję bardziej wymagającej skóry, ale mogę już dzisiaj ulokować w tym miejscu Lush Botanicals Eye Serum.

Krem nie wysycha nadmiernie, a nawilża skórę przez cały dzień - idealny wybór dla cery typowo dojrzałej oraz suchej.

Atutem produktu jest na pewno jego bardzo bogaty, odżywczy skład, który jednocześnie jest i minusem, w szczególności dla alergików i niewymagających tak aktywnego działania. O ile jestem zwolenniczką prostych, mniej wymagających formuł, o tyle w dobrym produkcie pod oczy, uważam taką ilość aktywnych substancji za sporą zaletę. Produkt faktycznie działa, i na mojej młodej skórze spisywał się zupełnie inaczej niż na naskórku potrzebującym takiej dawki odżywienia. Dla 23-latki Stardust okazał się zbyt potężną dawką okluzji do regularnego stosowania, i w konsekwencji nie byłam do końca zadowolona z działania produktu (nie lubię przeładowywać pielęgnacji, a na kierunkowy krem do pielęgnacji rejonu oczu jest jeszcze, jak się okazało, za wcześnie), ponieważ taka ilość emolientów tylko migruje po skórze, zatyka pory i drażni powieki, ale nie mogę napisać, by efektywne działanie produktu było jego wadą. Nie trafiłam w grupę docelową. Za to typowa skóra dojrzała, z widoczną utratą elastyczności, wymagająca nawilżenia, zmiękczenia i codziennej ochrony - może być zachwycona działaniem kremu Lush Botanicals. Jest niewiele takich produktów, które wpisują się w potrzeby cery nie pierwszej młodości, a jest na nie coraz większe zapotrzebowanie.


PIELĘGNACJA, A MAKIJAŻ. CZY STARDUST TWORZY ZGRANY DUET?

Krem, pomimo że na mojej skórze okazał się za ciężki do regularnego stosowania, świetnie zgrywał się z makijażem mineralnym. Nie warzył się, proszki nie wchodziły w drobne załamania, nie zauważyłam spadku trwałości, ale również znacząco jej nie przedłużał. Skóra po kilku godzinach noszenia makijażu prezentowała się nadal estetycznie. Świetnie uzupełniał się z korektorami mineralnymi i podkładem marki Ecolore oraz podkładami mineralnymi Annabelle Minerals (formuła rozświetlająca i matująca), Neauty Minerals (oryginalna), Pixie Cosmetics (Minerals Love Botanicals oraz Amazon Gold) oraz Lily Lolo podkładem sypkim. Nie stosuję go regularnie, ale jednak regularnie stosowane minerały wysuszają cerę i nałożony raz na jakiś czas świetnie równoważył to, co zdążyły już zaburzyć kosmetyki mineralne. 

Skóra, która wymaga przygotowania skóry pod oczami przed aplikacją makijażu, na pewno będzie zadowolona z jego działania i produkt prawdopodobnie będzie współpracował z większością kosmetyków kolorowych. Z makijażem kremowym, szczególnie z moim ulubionym korektorem Urban Decay Naked Skin, który już sam w sobie zapewnia lekkie nawilżenie, Stardust Lush Botanicals już nie do końca chciał działać tak, jak zazwyczaj. Korektor jest dosyć specyficzny - kremowy, mocno napigmentowany, wymagający szybkiego, sprawnego utrwalenia. Jak dotąd niezawodny produkt, odznaczył się zauważalnie słabszą trwałością, jak nigdy wchodził w załamania i wymagał znacznie mocniejszego utrwalenia, zauważyłam również lekką oksydację. Efekt końcowy jest na pewno powiązany ze zbyt dużą ilością emolientów, za którymi moja cera nie przepada.

SKŁAD, WYDAJNOŚĆ, POJEMNOŚĆ, CENA

Produkt umieszczony jest w 30 ml, szklanym opakowaniu, wykonanym ze specjalnego szkła Miron Violet Grass, które chroni zawartość przed promieniowaniem i wykazuje działanie konserwujące. 30 ml kremu to ogromna pojemność jak na tak wydajny kosmetyk, ale przypominam, że nie ma żadnych przeciwwskazań, aby stosować Stardust Eye Serum, jako bardziej odżywczy krem do całej twarzy, całonocną maseczkę, czy jako opatrunek na miejscowe podrażnienia.

Wydajność - bardzo dobra, ale możliwa do zużycia przy codziennym użytkowaniu przez 4-6 miesięcy, nie tylko na rejon pod oczami, ale i na całą twarz. Zalecam stosowanie tego produktu również jako maseczkę over night :) Cena za produkt to 195 złotych, ale do 7 września możecie kupić kosmetyki Lush Botanicals 15% taniej :) 

Skład jest najbardziej reprezentatywną i najmocniejszą częścią Stardust Eye Serum. Znajdziesz tutaj same wartościowe składniki kosmetyczne, większość z nich jest drogocenna, nie tylko pod względem wartości odżywczych, figurując już na samym początku składu. Krem zawiera mnogość substancji aktywnych biologicznie, i co najważniejsze - dopasowanych do pielęgnacji bardziej wymagającej skóry okolicy pod oczami.

Bogaty skład, bogate działanie - wszystko się zgadza. 

Produkt bazuje na hydrolacie z róży damasceńskiej - bardzo delikatnym, łagodnie napinającym, odświeżającym, świetnym do pielęgnacji cery suchej, wrażliwej, odwodnionej. Zastosowane oleje mają silne działanie antyoksydacyjne, odżywcze, ujędrniające i odświeżające: olej z pestek granatu, olej z kiwi, opuncji (najdroższy olej na świecie!), pestek jabłek, jojoba i słodkich migdałów. Nie zabrakło również powlekających, ochronnych maseł, które świetnie zabezpieczają skórę przed odwodnieniem: poczciwe masło shea oraz masło murumuru, które przy dłuższym stosowaniu nadaje skórze piękny, zdrowy kolor ;) Kosmetyk nie jest w 100% roślinny, ponieważ zawiera drogocenne mleczko pszczele i wosk pszczeli, które wspaniale odżywiają, powlekają i zmiękczają skórę. W składzie znajdują się również aktywne ekstrakty, które poprawiają mikrokrążenie oraz odświeżają i zwiększają penetrację pozostałych składników: ekstrakt z zielonej kawy, pestek guarany, grapefruita, winogron oraz owoców acai. W kremie nie zabrakło solidnych humektantów i witamin tłuszczowych, które dbają o prawidłowe nawodnienie skóry oraz zachowanie jak najlepszej elastyczności, między innymi witamina E, aktywny kwas hialuronowy, panthenol, czy betaina. Ekstrakty roślinne są rozpuszczone w oliwie z oliwek, dlatego mają zwiększoną aktywność biologiczną od typowych, wysuszonych ekstraktów. Za przyjemny zapach odpowiada naturalny olejek z mandarynki oraz absolut z kwiatu różowego lotosu.

Zapach jest bardzo podobny do In the Air, ale bardziej słodki, mandarynkowy. Wyczuwam w nim także kwiat różowego lotosu, który był dla mnie niewyczuwalny w poprzednim kosmetyku do pielęgnacji twarzy. Bardzo przyjemny i szybko ulatniający się :)

Więcej o filozofii marki dowiesz się tutaj>
i jeszcze więcej informacji o tworzeniu produktów Lush Botanicals, znajdziesz po tym adresem >

INCI: Rosa Damascena Flower Water, Aqua, Punica Granatum (Pomegranate) Seed Oil, Actinidia Chinensis (Kiwi) Seed Oil, Butyrospermum Parkii (Shea) Fruit Butter, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Astrocaryum Murumuru Seed Butter, Caprylic/Capric Triglyceride, Isostearyl Isostearate, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Opuntia Ficus Indica (Prickly Pear) Seed Oil, Pyrus Malus (Apple) Seed Oil, Glycerin, Royal Jelly, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Caffeine, Coffea Arabica (Coffee) Seed Extract, Sodium Hyaluronate, Tocopherol, Panthenol, Betaine, Euterpe Oleracea (Acai) Fruit Extract, Vitis Vinifera (Grape) Fruit Extract, Paullinia Cupana (Guarana) Seed Extract, Citrus Grandis (Grapefruit) Seed Extract, Mica, CI 77891 (Titanium Dioxide), Cera Alba, Xanthan Gum, Nelumbo Nucifera (Pink Lotus) Flower Oil, Citrus Nobilis (Mandarin Orange) Peel Oil, Limonene
GDZIE ZAKUPISZ PRODUKTY LUSH BOTANICALS?

Krem jest dostępny na stronie producenta kosmetyków z lodówki Lush Botanicals > UWAGA! DO 7 WRZEŚNIA KOSMETYKI LUSH BOTANICALS ZAKUPISZ 15% TANIEJ! KOD> myskin

GRUPA DOCELOWA

Zdecydowanie polecam osobom, które potrzebują codziennej okluzji, odżywienia, rewitalizacji, delikatnego napięcia i odświeżenia. Świetny produkt dla znudzonych zbyt lekkimi produktami, które nie działają oraz dla kręcących nosem na tłuste masełka w mało higienicznych słoiczkach. Krem Stardust Eye Serum to zdecydowanie produkt skierowany do bardziej wymagającej grupy docelowej i takiej społeczności najbardziej go polecam. Nie wymaga zbyt wielu kompromisów, jeżeli trafi w podane przeze mnie widełki - współgra ze skórą, stosowanym makijażem. Polecam nie tylko cerze dojrzałej, ale suchej, głęboko odwodnionej, starzejącej się, wiotczejącej, wymagającej intensywnej pielęgnacji, której nie znajdziesz na drogeryjnych półkach.


U KOGO SIĘ NIE SPRAWDZI

Odradzam jego stosowanie niewymagającej skórze. Młoda skóra jest bardzo często wysuszana codziennym makijażem i zbyt agresywnym oczyszczaniem, jest niewiele osób, które w tak młodym wieku wymagają stosowania kremów specjalistycznych, a w szczególności tak bogatych (choć jednocześnie lekkich) jak Stardust Eye Serum. Nie trafiając w grupę docelową, możesz narzekać na brak współpracy kremu z makijażem, jego nadmierne osiadanie w załamaniach, nadmierną tłustość, pieczenie powiek oraz nasilenie problemu występujących prosaków. Odradzam wszystkim, którzy wymagają delikatnego nawilżenia i celują w bardzo lekkie konsystencje. To nie jets najlepszy krem na początek przygody z pielęgnacją okolic oczu. Stardust Eye Serum zdecydowanie bardziej wpisuje się w standardy skóry wymagającej codziennej, porządnej, ale przy tym dobrze współpracującej okluzji. To nie jest kolejny krem o bliżej niezidentyfikowanym działaniu. 

ARTYKUŁ JEST SPONSOROWANY

Pozdrawiam,
Ewa