06:00

Nawilżenie wisi w powietrzu | Lush Botanicals krem ultranawilżający In the air


Kosmetyki z lodówki to ostatni trend, który aktywuje sporo polskich, naturalnych marek. Kosmetyki mają według producentów zapewniać jak najlepsze efekty działania, dzięki zachowanej świeżości i szerokiemu spojrzeniu na naturalną, ekologiczną pielęgnację. 

Krem ultranawilżający In the air marki Lush Botanicals budził we mnie początkowo dość mieszane odczucia. Kosmetyki naturalne są bardzo specyficzne i wymagają sporej wiedzy w zakresie pielęgnacji - ze szczególnym naciskiem na prawidłowy sposób aplikacji. Pierwsze dni testów były tak naprawdę zaznajomieniem się z konsystencją i opracowaniem jak najlepszego sposobu użytkowania produktu na własnej skórze. Muszę jednak przyznać, że In the air, mimo mnogości składników aktywnych, w tym sporej i wyczuwalnej ilości naturalnych olejów, sprawdził się na mojej wymagającej, kapryśnej skórze. Nie zawsze aplikowany w formie skoncentrowanej, ale doskonale zgrał się z moją pielęgnacją, która jest dosyć lekka i wprowadzenie większej ilości emolientów było niezbędne, choć nie do końca wiedziałam jak dany temat mam ugryźć. Krem marki Lush Botanicals, bardzo dobrze współpracuje ze skórą, jest pozbawiony odpychającego uczucia smarowania się olejem (co jest nie lada wyczynem przy naturalnych kosmetykach, szczególnie tych, które mają dość bogatą konsystencję) i świetnie łączy się z innymi, lżejszymi produktami, z tego powodu krem Lush Botanicals jest przeze mnie stosowany znacznie częściej niż się spodziewałam, szczególnie pięknie zgrywa się z azjatyckimi esencjami o lekko żelowym podłożu oraz bardzo lekkimi kremami - na przykład Whamisa Water Cream, które stosowane samodzielnie nierzadko powodują ściągnięcie i dyskomfort. 

LUSH BOTANICALS - WPROWADZENIE

Kosmetyki Lush Botanicals, produkty "prosto z lodówki". Są na swój sposób wyjątkowe i wymagające - stąd, jak na polski rynek, wysokie ceny produktów. Trafiają one do konkretnych, świadomych odbiorców, którzy cenią wysoką jakość i nie biorą pod uwagę tylko listy składników, ale patrzą nieco szerzej i zwracają dużą uwagę na pochodzenie konkretnych surowców i ich odmianę, sposób wydobycia i przetworzenia oraz tak ważne szczegóły jak sposób tworzenia danego produktu (co ma ogromny wpływ na aktywność związków naturalnych), sposób jego konserwacji oraz finalnie - rodzaj opakowania w jakim jest umieszczony. I nie chodzi tu tylko o wygląd, choć wysokich walorów  estetycznych marce Lush Botanicals nie można odmówić, ale przede wszystkim o system dozujący i materiał, z  którego wykonane jest opakowanie, bowiem to ono zapewnia świeżość, wysoką aktywność, jakość i długie działanie danego kosmetyku. Duże znaczenie ma także dystrybucja - kosmetyki wysyła zawsze bezpośrednio produkcent, który gwarantuje zawsze świeży produkt oraz pokłada ogromne starania w jak najszybszym i najlepszym dostarczeniu zamówienia do Twojego domu. Nierzadko zdarza się, że mimo starań producenta, winią pośrednicy i sprzedawcy, dlatego też, marka Lush Botanicals działa na zasadzie dropshippingu - towar nie wędruje pomiędzy pośrednikami, a bezpośrednio od marki. 

Przy produktach naturalnych, aktywnych biologicznie, zastosowany materiał bezwzględnie powinien być przede wszystkim obojętny chemicznie, a najlepiej, dodatkowo, chronić fizycznie przed promieniowaniem każdego typu - wszystkie te niezbędne, wręcz podstawowe funkcje pełni biofotoniczne szkło Violet Miron Glass, w które zapakowane są kosmetyki Lush Botanicals. Mimo że szkło wykorzystywane w Lush Botanicals nie jest najbardziej ekologicznym rozwiązaniem, marka przykłada ogromną uwagę do recyklingu i opakowania podlegają zwrotowi - co zapewnia otrzymanie zachęcającego rabatu na dokonanie kolejnych zakupów u producenta i jest jak najbardziej rozsądnym, uczciwym podejściem do klienta, z poszanowaniem dla otaczającej nas przyrody. 

Rozwiązania Lush Botanicals nie są nowością na polskim rynku, aczkolwiek nie zamierzam nikogo do siebie porównywać. Uważam, że marki, które stawiają ogromną uwagę na jakość na każdym etapie produkcji, zasługują na znacznie większe zainteresowanie, szczególnie osób, które zwracają uwagę na szczegóły lub chcą stosować produkty, które są całkowicie zgodne z naturą i spełniają wszystkie, nawet najbardziej wymagające, restrykcyjne normy. 

Lush Botanicals to marka luksusowa. Nie jest ona adresowana do wszystkich. Są to produkty dla osób z konkretnymi wymaganiami, świadomych i zwracających dużą uwagę na pielęgnację. Kosmetyki, w których zastosowane zostały najlepsze i najlepiej wyselekcjonowane składniki, a następnie ręcznie i w bardzo czasochłonny sposób przetworzone i jak najszybciej dostarczone, muszą kosztować więcej od tradycyjnych produktów dostępnych w drogerii, które są porządnie zakonserwowane, zawierają niewielką ilość wartościowych składników oraz nikt nie przykłada uwagi na sposób ich przechowywania, nie tylko w drogerii, ale również i w domu. Składy produktów Lush Botanicals są imponujące - dla innych będzie to zaletą, dla innych wadą. Nie można jednak zaprzeczyć, iż rozsądnie i świadomie wybrane składniki, o aktywnym, mocnym i podobnym do siebie działaniu, w zwiększonej ilości, będą wzmagać swoje działanie i zapewniać jak najlepsze efekty podczas ich stosowania. 

To, co cechuje markę, to rezygnacja z konserwacji produktów. Nie zawierają one żadnych składników przedłużających trwałość produktu, a ich świeżość zapewnia niska temperatura oraz zastosowane szkło i wyjątkowy etap produkcji. Muszę przyznać, że to właśnie ten ostatni punkt rodził we mnie dość mieszane odczucia i nie przekonywał mnie do samego końca, póki nie dałam czasu Lush Botanicals. Kosmetyki przez cały etap stosowania nie straciły swoich walorów użytkowych, a tuż po upływie daty ważności, zgodnie z zapewnieniami producenta - nadal pozostawały zdatne do użytku. Po określonej, ręcznie wypisanej "dacie do", zakonserwowałam swoje kosmetyki fenoksyethanolem, choć nie uważam, by był to wymóg konieczny - nie odnotowałam żadnej różnicy w działaniu, efektywności, konsystencji, zapachu, co potwierdza również producent - produkty zachowują swoje początkowe walory użytkowe nawet do 5-6 miesięcy, czyli znacznie dłużej, niż deklarują daty na spodzie opakowania, co potwierdzają testy mikrobiologiczne.  Wiem jednak, że na trwałość tego typu produktów ogromny wpływ ma sposób ich przechowywania, pora roku, częstotliwość użytkowania, więc nie namawiam do stosowania produktów Lush Botanicals po upływie daty ważności - każdy robi to na własną odpowiedzialność i obserwuje konsystencję, zapach, walory użytkowe.  


KONSYSTENCJA

Jest dokładnie taka, jaką lubię. Dobrej jakości produkty naturalne, bardzo rzadko mają śliską, szybko rozprowadzającą się, super lekką konsystencję. Zawsze, w takim momencie, włącza mi się czerwona, alarmująca lampka, aby czasem nie powtórzyła się historia z kremami Sylvevo, których moja skóra nie cierpi. 

In the air, ma dość zbitą, ale przy tym lekką, bogatą strukturę, przez co jest bardzo wydajny i z niewielkiej ilości produktu, powstaje nagle przytłaczająca ilość konsystencji do wklepania. W moim przypadku, nawet jedna pompka jest zbyt dużą ilością do zaaplikowania na twarz, szyję i górne części dekoltu. Podczas rozprowadzania, krem tworzy białe smugi i jest niezwykle skoncentrowany, ale przy tym jest pozbawiony uczucia lepkości, klejenia i przepływającego oleju. Nie znoszę kosmetyków, które tworzą niekomfortową, nieporęczną maskę, z każdą minutą waloryzując uczucie obciążenia i klejenia. Kosmetyki typu Lush Botanicals, nie znoszą rozcierania, są bogate i trzymane w chłodniczych warunkach, dlatego zawsze należy je ogrzewać przed zastosowaniem oraz aplikować za pomocą oklepywania i wklepywania, unikając rozciągających, wmasowujących ruchów. Kluczem do sukcesu jest nakłądanie małej, odpowiedniej ilości, inaczej każdy kosmetyk bogaty w tłuszcze będzie zapewniał głównie okluzję, której dla pewnych typów skóry może być za dużo. 

Mimo że konsystencja tworzy smugi i na pozór wydaje się niezbyt udana, po ogrzaniu doskonale wtapia się w skórę i daje uczucie wyczuwalnej, ale komfortowej okluzji tylko bezpośrednio po aplikacji. Uczucie to słabnie wraz z czasem, a krem zapewnia łagodną, przyjemnie wyczuwalną ochronę, widocznie wygładzając naskórek. Nie jest to taki typ produktu, po którym cera stopniowo wygląda coraz gorzej, stopniowo się przetłuszczając, rozszerzając pory i nadmiernie się pocąc, jest wręcz odwrotnie - dobrze dozowana ilość emolientów uspokaja moją cerę, ogranicza łojotok, zapobiega wysuszaniu się cery i niweluje rogowacenie, które w okresie wiosennym dało mi szczególnie się we znaki. 

Krem absolutnie się nie klei i nie lepi. Bardzo dobrze wchłania się (a przy tym nie uwidacznia suchych skórek i natychmiast nie wyparowuje z naskórka) i nie wzmaga pocenia się skóry, czego nie znoszę w naturalnych produktach. Nie jest ani zbyt ciężki, ale też aż nadto lekki, dlatego jego aplikacja jest komfortowa, przyjemnie i świetnie sprawdza się w połączeniu z lżejszymi konsystencjami - serum, esencją, lekkim kremem, maseczkami hydrożelowymi (uwaga, genialne połączenie z maseczką ze sfermentowanym ryżem Whamisa, nigdy nie miałam tak odżywionej, gładkiej, jędrnej i odczuwalnie napompowanej wodą skóry). 

Konsystencja jest typowo emolientowa. Nie jest to leciutki krem, powiedziałabym, że bardziej odżywczy, bogaty, otulający, ale w stopniu tolerowanym przez cerę tłustą, ale jednocześnie akceptowalnym przez naskórek permanentnie odwodniony, wymagający powlekania. Przy stosowaniu kremów typowo okluzyjnych, należy zachować szczególną rozwagę w stosowaniu i cały czas obserwować skórę, unikając mechanicznej, nierozsądnej aplikacji. Pisałam już jakiś czas temu dlaczego nie warto uciekać całkowicie od emolientów w pielęgnacji, to dzięki nim skóra uspokaja się, nie wysusza się i nie drażni tak szybko, ale niejednokrotnie zwracałam uwagę na to, czym może skończyć się nadmiar okluzji, szczególnie u osób, które aż tak dużo jej nie potrzebują. In the air, sprawdza się u mnie idealnie w dni, gdy moja cera momentalnie ulega wysuszeniu i wymaga sporej, ale jednak rozsądnej dawki okluzji bez efektu obciążenia, ale najbardziej podoba mi się jego działanie w połączeniu z Water Cream Whamisa, produkty mają podobną konsystencję i podobne walory użytkowe, z tym że Lush Botanicals jest często stosowany samodzielnie za ciężki i powlekający, a Whamisa z kolei za lekka. 

Nie uważam, że ciężkość tego produktu jest zła, wręcz przeciwnie. Potrzeby mojej skóry są tak zmiennie, że bardzo rzadko trzymam się określonej, małej liczby produktów, a często mieszam wzajemnie ze sobą konsystencje. Przez długi czas brakowało mi czegoś lżejszego od Cicalfate Avene, ale bardziej aktywnego i doskonale współpracującego z cerą, bez uczucia lepkości i obciążenia. Cięższe konsystencje często są tylko o jeden poziom niższej od tłustych olejów i kiepsko współpracują ze skórą, za mocno powlekając naskórek. Jeżeli tylko masz podobny problem i wymagasz mocniejszej okluzji, ale nadal w dobrze wyważonej strukturze, In the air Lush Botanicals może sprawdzić się idealnie - nie zawsze stosowany samodzielnie, ale jako dodatek do lżejszych struktur. 




JAK STOSUJĘ LUSH BOTANICALS IN THE AIR?

Wszystko zależy od efektu, jaki chcę osiągnąć. Moja skóra nie jest łatwa w pielęgnacji - jest typowo tłusta, chwiejna, uszkodzona, odwadniająca się i często kaprysi. Nie mam z nią łatwego życia i lubi, często niezbyt przyjemnie, mnie zaskakiwać. Z tego powodu nie mam ulubionej aplikacji Lush Botanicals i kremu używam na wiele różnych sposobów, w zależności od tego, co chcę finalnie osiągnąć. 

Nie unikam samodzielnej aplikacji kremu bezpośrednio, w formie nierozcieńczonej na skórę, ale odbywa się to zazwyczaj po kąpieli, wieczorem, gdy moja cera jest pobudzona, porządnie ukrwiona i łagodnie wilgotna. Mimo że krem, jak na tak dużą ilość składników olejowych, jest dość lekki, a na pewno przyjemny i jedwabisty w swej strukturze, do codziennego stosowania okazał się zbyt okluzyjny. Krem rozprowadzam w dłoniach, porządnie rozcieram i delikatnie oklepuję skórę, dając mu działać. In the air stosuję samodzielnie, gdy moja cera jest ewidentnie powierzchownie odwodniona i wymaga powlekania oraz gdy obserwuję nasilenie rogowacenia. Może się bardzo dobrze sprawdzić na skórze dojrzałej z podobnymi problemami, w takim wieku naskórek wymaga już codziennej dawki ochrony i propozycja Lush Botanicals może okazać się strzałem w dziesiątkę - moja mama jest bardzo zadowolona z jego działania, a muszę zaznaczyć, że nie cierpi niczego, co się lepi, tłuści i klei. Na skórze wymagającej codziennego zabezpieczenia, sprawdzi się jako codzienny krem, nawet dzienny. Na tle innych kremów odżywczych, In the air ma dość lekką, przyjemną i dobrze współpracującą strukturę, z tak bogatymi kremami zawsze jest duży problem, a tutaj można pójść na wiele kompromisów pielęgnacyjnych i stosować go w różny sposób. 

Najczęściej jednak, jak już wspomniałam, In the air mieszam z Water Cream marki Whamisa, a ostatnio z esencją ze sfermentowanym ryżem Benton. Lush Botanicals produktom zbyt lekkim, nadaje niezbędnej okluzji i kremowości, ale nie tłustości, jak czyste oleje. Dzięki temu produkty doskonale wiążą wodę i mimo zapewnionej ochrony, nie tworzą tłustawej warstwy na skórze, odwadniając coraz to dalsze warstwy naskórka, ale też nie wysychają zbyt szybko, przez co suche skórki nie są uwidocznione, a naskórek stopniowo, ale odczuwalnie - nawadnia się. 

Moim ulubionym sposobem jest jednak aplikacja kremu pod maseczki hydrożelowe, szczególnie marki organicznej, koreańskiej Whamisa. Samodzielnie stosowane hydrożele dawały u mnie naprawdę dobre efekty, ale tylko dobre, bez większych zachwytów. Na skórze odwodnionej, ale przy tym nadal podatnej na trądzik nawet płaty hydrożelowe mogą okazać się za lekkie, a kremy często za ciężkie, a połączenie tych dwóch struktur przynosi za każdym razem na mojej cerze zdumiewające efekty. In the air nakładam tradycyjnie na skórę, a następnie aplikuję hydrożel. Efekt jest taki, że przez ponad tydzień, powiedziałabym, że nawet przez 2 tygodnie (a to ogromny sukces na uszkodzonej, odwodniającej się cerze) mam idealnie gładką, pulchną, jędrną, cudownie nawilżoną skórę. Zero suchych skórek, idealna mięsistość, gdyby nie te przebarwienia i drobne blizny, mogłabym powiedzieć, że mam lepszą cerę niż przed pojawieniem się trądziku. 

Krem często dodaję pod glinki, nie wysuszają wtedy tak skóry, cera nie dość, że jest odżywiona i nawilżona, to jeszcze porządnie oczyszczona. 

Produktu nie stosuję samodzielnie pod kosmetyki mineralne (bo jak już wcześniej napisałam, nie toleruję go w codziennej pielęgnacji w formie nierozcieńczonej), ale jeżeli tylko Twoja cera przyjmuje go dobrze w formie skoncentrowanej, prawdopodobnie In the air będzie idealnie zgrywał się z pudrowymi minerałami. Zawiera sporo emolientów, więc będzie zapobiegał wyciąganiu wilgoci z naskórka przez aplikowane pudry. 

Nie mam takiej potrzeby, ale krem można dodatkowo wzbogacać cięższymi konsystencjami - na przykład witaminą E, olejowymi eliksirami, cięższymi kremami, jeżeli okaże się zbyt lekki. Bardzo fajnie współpracuje z produktami o innej konsystencji i jest podatny na wszelkie modyfikacje. 



WŁAŚCIWOŚCI PIELĘGNACYJNE

Wpis jest sponsorowany, i wcale się z tym nie kryję, jednak nikt nie zapłacił mi za moją opinię, a za opracowanie artykułu oraz zdjęć. Muszę jednak z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że mimo ogromnych obaw o stan cery, In the air z moją skórą zgrywa się idealnie. Cena kremu nie jest niska, aczkolwiek uzasadniona, a efekty stosowania mówią same za siebie i wiem, że jest to produkt, który chcę mieć w swojej liście top. Nie uważam, że In the air sprawdzi się u wszystkich, ale jeżeli tylko brakuje u Ciebie tego jednego elementu, który burzy całą pielęgnację (prościej: jest za sucho), In the air może idealnie wkomponować się w pozostałe kroki pielęgnacyjne. 

Krem przede wszystkim dostarcza niezbędnej dawki okluzji. Cera, która jest zabezpieczona, uspokaja się, jest mniej podatna na podrażnienia i ogólnie: uszkodzenia. Ci, którzy mają swojej ochrony aż w nadmiarze, nie będą zadowoleni z działania kosmetyku, ale to nie do nich jest ten produkt kierowany, muszą celować w mniejszą ilość fazy tłuszczowej. Praktycznie każda cera wymaga okluzji (najlepiej naturalnej, ale nie bujajmy w obłokach), mniejszej, lub większej, w mojej pielęgnacji In the air usadowił się idealnie i nie wiem czy chcę szukać odpowiednika - mam tutaj wszystko: jakość, świetne efekty i polskiego producenta. 

Skóra jest znacznie lepiej wygładzona i bardzo przyjemna w dotyku. Krem nie daje tłustego, nienaturalnego połysku, ale po kilku dniach kilka osób zwróciło mi uwagę, na piękny, zdrowy blask, charakterystyczny dla zdrowej, nawilżonej cery. Podoba mi się to, że cera po zastosowaniu kremu nie jest natłuszczona, ale również i płasko matowa. Pory zachowują się komfortowo i przez to nie mam problemu z nasilonym łojotokiem ani od nadmiaru emoleintów, ani od wysuszenia. Skóra rogowaciejąca w najgorszym etapie wymaga wręcz papieru ściernego i raczej mogę pomarzyć o efekcie dewy skin, jeżeli Lush Botanicals stabilizuje u mnie hiperkeratynizację w stopniu przyzwoitym i wyglądam zwyczajnie zdrowo, a przy tym czuję się komfortowo, ponowny zakup produktu jest oczywisty. 

Nie mogę zaprzeczyć, że skóra jest jaśniejsza i zwyczajnie ładniejsza. Są to efekty dobrego nawilżenia, więc nie wątpię, że Lush Botanicals na pewno oprócz natłuszczenia, zmiękcza naskórek. Moja pielęgnacja, mimo żonglowania produktami, cały czas ma mniej więcej ma podobną lekkość i stwierdzam, że przed wprowadzeniem Lush Botanicals do fazy testów, narzekałam znacznie bardziej na odwodnienie, a także musiałam zwracać większą uwagę na produkty myjące. Aktualnie coraz częściej myję skórę samą wodą, a także wychodzę bez makijażu i rzadziej stosuję preparaty nawilżające, a  było to nie do pomyślenia na przykład w okresie wiosennym. 

Bardzo podoba mi się to, że In the air, stosowany rozsądnie, nie rozpulchnia porów i nie sprzyja powstawaniu zaskórników otwartych oraz nacieków. Lekka, ale bogata konsystencja dobrze współpracuje z cerą i udało mi się uniknąć pojawienia się niechcianych cudów. Kiepski produkt o powlekającej formule, jest w stanie wywołać u mnie wysyp nawet po kilku godzinach, często tak się dzieje przy stosowaniu kremów przeciwsłonecznych.

Największym plusem jest stopniowa, ale widoczna poprawa mojej cery. Lush Botanicals stosuję w konfiguracji z innymi produktami, więc nie jest to tylko zasługa tego produktu, ale również i innych, ale jestem pewna, że miał niemałe znaczenie w aktualnej kondycji cery. Używam go coraz rzadziej, bo moja cera sprawia mi coraz mniej problemów (widocznie zmniejszone rogowacenie, praktycznie zniwelowany problem podrażnionych mieszków), to najlepsza rekomendacja, zachęcająca do zakupu. Nie interesują mnie produkty, które nic nie robią, albo robią, tylko podczas kontaktu z cerą. Co roku mam jesień średniowiecza w okresie czerwiec-sierpień, a aktualnie jakoś szczególnie nie narzekam na swoją skórę, choć do ideału jeszcze trochę mi brakuje. 


SKŁAD, WYDAJNOŚĆ, POJEMNOŚĆ, CENA

Założycielka Lush Botanicals nie kryje się z tym, że lubi produkty o bogatym składzie. Nie jest dobra nowina dla alergików i fanów minimalizmu, ja również nie jestem fanką ogromnej ilości składników w produkcie, bo pojawia się spory problem z wychwyceniem tego, co poszło nie tak, ale jeżeli są one dobrane rozsądnie i mają podobne właściwości, wzmacniając wzajemne swoje działanie - nie mam na co narzekać. Producent produktów Lush Botanicals ceni przede wszystkim jakość, jeżeli starannie dobiera wszystkie składniki w swoich formułach i ma to potwierdzenie w działaniu, to czemu nie? In the air na mojej skórze sprawdza się świetnie, więc dla takiego przepychu mogę pokiwać głową :) 

In the air jest produktem naturalnym, zawiera głównie składniki pochodzenia roślinnego (plus produkty pszczele). Formuła jest stworzona na Olivemie, bardzo dobrym emulgatorze, który nie zaklajstrowuje skóry, a wyraźnie zmiękcza i dobrze się wchłania, jest stosowany przez najlepsze marki naturalne. Nie daje efektu pocenia się skóry pod czymś, a idealnie współpracuje z cerą, to on jest odpowiedzialny za smużenie kremu, ale z doświadczenia wiem, że to zazwyczaj dobrze wróży :) Krem został wykonany na hydrolacie z neroli (pomarańczy gorzkiej), zawiera spore ilości olejów naturalnych o wchłanialnej, lekkiej strukturze z dużą zawartością omega-3 oraz omega-6: olej z pestek kiwi, z pestek winogron, z pestek żurawiny i malin, czarnej porzeczki, wiśni, arbuza, słonecznika (rozpuszczalnik witaminy E), ale również cięższe, powlekające z większą ilością kwasów omega-9 i tłuszczów nasyconych, które zapewniają dobrą ochronę i chronią przed zbyt szybkim wysychaniem kosmetyku: oliwa z oliwek (rozpuszczalnik dla ekstraktów olejowych), masło shea, olej jojoba. Nie zabrakło również niezbędnych substancji wiążących wodę i zapewniających optymalne nawilżenie: gliceryna (rozpuszczalnik dla odżywczego, zmiękczającego mleczka pszczelego, które świetnie odżywia, wygładza i nawilża cerę), wosk pszczeli, sok i ekstrakt z aloesu, proteiny ze słodkich migdałów, panthenol, witamina E, czy zastosowane emulgatory. I wyjaśnię szybko sytuację - osoby, które nie toleruję gliceryny, powinny jej unikać głównie w formułach wodnych, w większości formuł kremowych, zapewnia ona dobre właściwości nawilżające, odpowiednią lepkość oraz zapobiega wysychaniu produktu oraz nie powinna pogarszać kondycji cery. Na pewno największe spustoszenie wywołuje w formułach kosmetycznych, które są bardzo lekkie i szybko wysychają lub też nie współpracują z cerą - są lepkie, kleją się, obciążają naskórek. Prócz wartościowej fazy wodnej (hydrolat z pomarańczy gorzkiej) oraz standardowej fazy tłuszczowej (oleje naturalne) oraz humektantów, In the air zawiera sporą ilość naturalnych ekstraktów roślinnych, które mają silny potencjał antyoksydacyjny, przeciwzapalny, łagodzący i kojący, między innymi ekstrakt z aloesu, pestek granatu, grapefruita, słodkich migdałów. Produkt jest aromatyzowany naturalnymi olejkami eterycznymi oraz absolutami, które zapewniają łagodny i naturalny zapach, ale również dodatkowo konserwują produkt: z różowego lotosu, mandarynki, limonki i słodkiej pomarańczy. Kosmetyk nie zawiera substancji konserwujących. 

Zapach produktu jest bardzo przyjemny - kwiatowo-cytrusowy, świeży. Bardzo przyjemny. 

INCI: Citrus Aurantium Amara (Neroli) Flower Water, Aqua, Actinidia Chinensis (Kiwi) Seed Oil, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Betaine, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Glycerin, Isostearyl Isostearate, Royal Jelly, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Seed Oil, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil, Ribes Nigrum (Black Currant) Seed Oil, Prunus Avium (Cherry) Kernel Oil, Butyrospermum Parkii (Shea) Fruit Butter, Citrullus Vulgaris (Watermelon) Seed Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Sodium Hyaluronate, Tocopherol, Panthenol, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Punica Granatum (Pomegranate) Fruit Extract, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Seed Extract, Vitis Vinifera (Grape) Fruit Extract, Citrus Grandis (Grapefruit) Seed Extract, Nelumbo Nucifera (Pink Lotus) Flower Oil, Citrus Nobilis (Mandarin Orange) Peel Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Sweet Orange) Peel Oil

Krem posiada standardową pojemność 50 ml - jednak biorąc pod uwagę jego niesamowitą wydajność (dzięki bardzo skoncentrowanej formule) i określoną datę trwałości (tylko 10 tygodni w przypadku kremów) jest nie do zużycia w tym czasie. Polecam kupować go zawsze na spółkę z inną osobą, albo konserwować po upływie terminu ważności. Weź także pod uwagę, że zużywam minimalne ilości kosmetyków, więc standardowa osoba nie powinna mieć aż takich trudności z jego zużyciem, zwłaszcza, że prawidłowo przechowywany produkt, jeżeli nie zmienia swoich walorów, wykazuje znacznie dłuższą trwałość niż deklarowana data do zużycia określona odgórnie przez producenta. 

Cena nie jest niska, ale w tym przypadku uzasadniona. Weźmy pod uwagę wyłączność sprzedaży przez producenta, koszt drogich opakowań typu Violet Miron oraz cenę surowców i czasochłonny sposób produkcji. Cena 190 złotych za krem, wydaje mi się ceną osiągalną dla większości osób, jeżeli ma być to naprawdę dobry produkt, który znajdzie swoje miejsce w codziennej pielęgnacji. 

DOSTĘPNOŚĆ



GRUPA DOCELOWA

Krem sprawdzi się u osób, które wymagają zrównoważonej, ale wyczuwalnej okluzji. In the air polecam osobom, które mają problem z nadmiernym rogowaceniem, permanentnym odwodnieniem, wysuszeniem, zapaleniem mieszków włosowych wywołanym przez niedobór emolientów. To również świetny krem dla cery typowo suchej oraz cery dojrzałej. Może sprawdzić się na cerze tłustej i mieszanej, tak naprawdę wszystko zależy od indywidualnego zapotrzebowania na emolienty oraz sposobu jego użytkowania. 

U KOGO SIĘ NIE SPRAWDZI

U osób z naturalnie tłustą cerą, które nie wymagają powlekania, łojotokiem, bardzo szybkim zanieczyszczaniem się cery. Jeżeli potrzebujesz czegoś lekkiego, ale słabo natłuszczającego, bez ochronnej, wyczuwalnej, choćby delikatnej warstewki - zrezygnowałabym z zakupu. To nie jest produkt dla Ciebie. Samodzielnie nie będzie również mocno zmiękczał skóry, ale polecam go stosować w połączeniu z innymi, lżejszymi konsystencjami. Może okazać się również zbyt mało okluzyjny w przypadku porządnie wysuszonej, odwadniającej się cery, choć jego właściwości ochronne są na naprawdę dobrym poziomie :)

Producent oferuje zakup mniejszych, czterech próbek, aby zapoznać się z kosmetykami i sprawdzić ich działanie przed inwestycją w pełnowymiarowy produkt. 

ARTYKUŁ JEST SPONSOROWANY.

Pozdrawiam,
Ewa

51 komentarzy:

  1. Możesz proszę napisać, jak wygląda konserwacja? Jaką ilość fenoksyetanolu zastosowałaś i w jaki sposób?
    Miałam do czynienia z próbkami tych produktów, myślę, że skuszę się na zakup. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydobywam cały produkt z opakowania do szklanego pojemniczka z pomiarką i dopasowuję dawkę FEOG-u, 1 kropelka konserwantu na jeden 5 ml kremu :)

      Usuń
  2. CUDNY WIANEK , CUDNA TY I ZDJĘCIA ! Oczu nie mogę od nich oderwać !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie kupiłaś taką ładną bluzkę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Planuję wykonać eliksir z wit. C z Twojego przepisu, tylko zastanawiam się, jak długo mniej więcej można go przechowywać? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malwino, a chodzi o ten eliksir z witaminą C olejową, czy tą lekką emulsję?

      Usuń
    2. Malwino, a chodzi o ten eliksir z witaminą C olejową, czy tą lekką emulsję?

      Usuń
    3. Chodzi o eliksir z olejową wit. C na bazie skwalanu z oliwy z oliwek :) Dokładnie z tego przepisu: http://mademoiselleevebloguje.blogspot.com/2017/01/zrob-to-sam-wspaniay-odzywczy-eliksir-z.html

      Usuń
    4. Około 3 miesięcy :) Nawet dłużej, ale duże znaczenie ma przechowywanie tego serum, ze względu na witaminę C, jednak nie trzymałabym tego kosmetyku dłużej niż 12 tygodni, lepiej robić mniejsze porcje i mieć je zawsze bardziej świeże ;)

      Usuń
    5. Dziękuję za odpowiedź :)

      Usuń
  5. Witaj Ewo
    Czy znasz może dobry klej do sztucznych rzes np kepek. Niektórym po przyklejeniu trzymają się nawet kilka dni słyszałam. Miałam duo ale Dla mnie to kompletna porażka. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie duo bardzo dobrze się sprawdza, ale klej stosuję tylko na moich klientkach i żadna nigdy nie narzekała, chyba, że była alergikiem, wtedy rezygnowałyśmy z uzupełniania rzęs pojedynczymi kępkami. Hania (digitalgirl) polecała jakiś inny klej, nie wiem, czy czasem nie wprowadziła go nawet do swojej oferty - sprawdź :)

      Usuń
  6. Dla mnie osobiście cena tego kremu jest z kosmosu, zwłaszcza jeśli miałabym go mieszać z innym, równie drogim specyfikiem, w końcu to tylko krem i jego działanie jest ograniczone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie cenę z kosmosu to mają produkty rzekomo luksusowe, a nie mające nic wspólnego z luksusem :) Co jak co, ale akurat w tym przypadku cena jest uzasadniona - drogie surowce, drogie produkcja i drogie opakowania. Jasne, że krem działa powierzchownie, ale dobry kosmetyk pielęgnacyjny uzupełnia się z zabiegami medycyny estetycznej oraz leczeniem dermatologicznym - już samo nawadnianie, bezpieczne powlekanie i wygładzenie naskórka może przynieść super efekty :)

      Usuń
    2. Nie wiem, czy to drogie opakowanie ma aż takie znaczenie, skoro krem ma być przechowywany w lodówce i mieć minimalny kontakt z normalnym światem ;) Szkoda za nie przepłacać, moim zdaniem. Zwykłe ciemne szkło zupełnie by wystarczyło.

      Może jeżeli byłby to mój "krem rozwiązujący wszystkie problemy skóry", idealnie wpisujący się w jej potrzeby, to pewnie odżałowałbym te dwie stówy na pół roku. Ale jeżeli miałby się okazać kolejnym strzałem w stopę, który tylko pogarsza stan cery to jednak dwieście złotych za nieudany eksperyment i konieczność ponownego ratowania skóry to zdecydowanie za dużo dla mnie.

      Poza tym, z wrodzonej podejrzliwości nie wydaje mi się, żeby jego składniki i koszt produkcji były aż tak kosztowne. Nie przesadzajmy. Za tę cenę można kupić naprawdę dobre jakościowo oleje i składniki w małych opakowaniach, a producent kupuje w hurcie, więc koszty wytworzenia jednego kremu się zmniejszają bardzo. Według mnie dużą częścią ceny jest kreowanie go na ekskluzywny, marketing, itp.

      Co nie zmienia mojego zaciekawienia formułą i tego, że gdybym nie bała się pogorszenia cery i straty pieniędzy, to by go wypróbowała chętnie, żeby sprawdzić na sobie czy rzeczywiście jest taki fajny :)

      Usuń
    3. Rozumiem Cię doskonale, ale koszt końcowy produktu to coś więcej niż koszt samych surowców i opakowań, a ten, i tak nie jest niski - nie chcę nadmiernie nikogo bronić, ale polscy producenci i tak mają pod górkę - sprzęt, pensje personelu, koszty powiązane z prowadzeniem własnej działalności, marketing. To wszystko pochłania mnóstwo pieniędzy i musi mieć odzwierciedlenie w cenie produktu. Jestem zadowolona, że chociaż w tak wysokiej cenie producent sprzedaje naprawdę dobry jakościowo produkt, w większości produktów luksusowych 90% ceny kosmetyku to czysty marketing. Cena 200 zł nie jest niska, ale moim zdaniem, i tak osiągalna, jeżeli tak jak piszesz, byłabyś pewna, że produkt Ci nie zaszkodzi i będzie przez Ciebie regularnie stosowany. Lush Botanicals udostępnia zakup mniejszych próbek, jeżeli chcesz uniknąć wtopy ;) Po to są opiniotwórcze blogi, aby pomóc w podjęciu ostatecznej decyzji ;) Sama bardzo długo zastawiałabym się nad zakupem produktów Lush Botanicals, dlatego jestem wdzięczna marce, że mam możliwości zapoznania się bliżej z produktami i mam nadzieję, że pomogę komuś swoją opinią w podjęciu ostatecznej decyzji zakupy lub jego odroczenia :)

      Usuń
    4. Akurat niełatwe realia prowadzenia własnej działalności i koszty rozumiem doskonale, bo sama taką prowadzę ;) I wiem, że za każdym produktem czy usługą stoją ludzie, pomysły, kształcenie, czas, itp. Domyślam się (bo sama na swój użytek próbuję czasem kręcić kosmetyki diy), że wypracowanie odpowiedniej formuły nie jest proste. Ale nadal 200 zł to bardzo dużo.

      Dzięki za zwrócenie uwagi na możliwość kupienia próbek :) Nie wyłapałam tego przy przeglądaniu oferty sklepu, a teraz zdecydowanie mniej namysłu będzie wymagać przetestowanie kremu :)

      Czy miałaś okazję używać jeszcze jakiegoś ich produktu - co warto byłoby szczególnie przetestować? Myślałam o serum pod oczy, serum antyoksydacyjnym i tym drugim kremie na dzień.

      Usuń
    5. Tak, mam krem pod oczy - u mnie się nie sprawdził, bo był za bogaty i migrował mi do oczu, ale za to moja mama już po 2-3 tygodniach stosowania samodzielnie wykonała do mnie telefon, że chce kolejne opakowanie na święta :) Na skórze dojrzałej, wymagającej, ten krem sprawdza się super. Testowałam go nawet na mojej babci - skóra była wyraźnie rozjaśniona i gładsza przy regularnym stosowaniu, a to nie lada wyzwanie na skórze starzejącej się. Niby to tylko krem, ale jednak już samo nawilżenie i lekkie rozjaśnienie tych okolic bardzo dużo zmienia :)

      Serum niestety nie znam, tak jak reszty kremów. Ale mam Juice in the motion i jestem baaardzo zadowolona. Super sprawdza się jako serum na twarz, balsam do ciała, łączę go też z minerałami, ma u mnie mnóstwo zastosowań ;)

      Usuń
  7. Ewo, jak spisuje się u Ciebie kawitacja? Czy może pomóc przy zaskórnikach zamkniętych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze, nic się u mnie nie zmieniło w tej kwestii, ale planuję reaktywację wpisu ;) Kawitacja lepiej działa na zaskórniki otwarte, na zamknięte - średnio, ale ogólnie są bardzo trudne w leczeniu i wymagają bardzo dużego nakładu czasu.

      Usuń
    2. Czekamy na aktualizację wpisu dot. kawitacji <3 ja jestem po 2 zabiegach, w piątek wybieram się na 3 i po 8 dniach na ostatni z serii 4, a potem pewnie będę działać w tym kierunku raz, max. dwa w miesiącu, ale do tego celu zakupię już sprzęt do domowego użytku :) ogólnie polecam, chociaż ja mega dużej różnicy na razie nie widzę :) ale nie jest gorzej :) walczę dalej.

      Pozdrawiam,
      Paulina

      Usuń
    3. Po kawitacji bardzo ważna jest pielęgnacja pozabiegowa, efekty można wzmocnić stosowanymi kolejnymi zabiegami, o wszystkim napiszę za niecałe 4 tygodnie, będzie warto czekać :)

      Usuń
  8. Ewo, jestem bardzo ciekawa czy miałaś kiedyś styczność z produktami marki make me bio. Szczególnie z kremem różanym. Z chęcią poznam Twoją opinię na jego temat. Jest to również krem naturalny, oparty na olejach, również polskiej marki, jednak cena znacząco niższa. Jestem ciekawa jak wypada w porównaniu z przedstawionym w poście kremem Lush. Pozdrawiam. Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, znam tę markę, ale ich kremy mają zdecydowanie inną formułę, konsystencja jest zbita, przypomina mi olej, ciężko współpracuje ze skórą. To zupełnie coś innego niż Lush Botanicals, które lepiej współpracują z bardziej wymagającą skórę - zapewniają nie tylko okluzję jak Make Me Bio, ale również bardzo fajnie zmiękczają cerę, dlatego super sprawdzają się na skórze odwodnionej. MMB z mojego doświadczenia w pojedynkę nie nawodni dobrze skóry, wręcz może ją wysuszyć. Te kremy mogą być dobre dla suchej skóry w dość rozbudowanej pielęgnacji.

      Usuń
  9. Ewa, a co myślisz o takim żelu Tołpa Green Matowienie matujący żel peeling do mycia twarzy?
    Wrzucam skład:
    Aqua, Disodium Cocoamphodiacetate, Polysorbate 20, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Propylene Glycol, Poloxamer 184, Peat Extract, Buddleja Davidii Meristem Cell Culture, Thymus Vulgaris (Thyme) Extract, Pyrus Cydonia Fruit Extract, Ribes Nigrum Fruit, Glycerin, Sodium Hydroxide, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Xanthan Gum, Parfum, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol.

    Myślisz, że sprawdziłby się na cerze szybko zanieczyszczającej być może z rogowaceniem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałabym się, że będzie wysuszał i za mocno ściągał skórę, czy nasili niestety rogowacenie,a wiec będzie sprzyjał szybszemu zanieczyszczaniu się cery.

      Usuń
    2. Ok, to będę go omijała, chociaż trochę mnie kusił. Dzięki :)
      A krem Biały jeleń - Hipoalergiczny krem do twarzy `Łagodzenie`?
      Aqua, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Coco- Caprylate, Cetearyl Alcohol, Dicetyl Phosphate, Ceteth-10 Phosphate, Panthenol, Isopropyl Myristate, Hydroxyethyl Urea, Isododecane Hydrogenated Tetradecenyl/ Methylpentadecene, Imperata Cylindrica (Root) Extract, Glycerin, Peg-8, Carbomer, Sorbitol, Dipropylene Glycol, Boswellia Serrata Gum, Sodium Polyacrylate, Isotridecyl Isononanoate, Trideceth-6, Triethanolamine, Phenoxyethanol, Benzonic Acid, Dehydroacetic Acid, Parfum.
      Bardzo trudno znaleźć mi krem na dzień pod makijaż pod minerały... Avene czasem dziwnie się zachowuje na skórze, próbuję też kremu "Balneokosmetyki Malinowy Zdrój biosiarczkowy krem do twarzy usuwający niedoskonałości skóry". Są ok, ale może trochę za lekkie. A z kolei w tym Jeleniu boję się coco i oleju migdałowego.. Ech, jak on wg Ciebie wygląda? :)

      Usuń
  10. A, i jeszcze jedna rzecz ;) Jestem jednym z tych anonimków, które pod poprzednim postem narzekały na zmiany na blogu. Dziękuję Ci za zmianę czcionki :) Chyba nie jest to dokładnie ta sama, co w starej odsłonie bloga, ale zdecydowanie lepiej się ją czyta niż tę cienką i bladziutką. Moje oczy są Ci wdzięczne :) Myślę, że do reszty też się z czasem przyzwyczaję, a skoro Tobie jest wygodniej tak pracować, to :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ewa, albo Wy dziewczyny czy wiecie gdzie można dostać emulsję oczyszczającą Alterra z granatem? Macie ją w swoich Rossmannach? A jeśli jej już nie produkują czy znacie jakiś zamiennik?

    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycofali chyba już ze sprzedaży :/ ja ze swojej strony polecam emulsję Bielenda emolienty do cery suchej i wrażliwej :)

      Usuń
    2. Szkoda... Boję się tej emulsji Bielendy, bo jest oparta na oleju kokosowym, a moja cera niezbyt go lubi :/ Może niesłusznie, ale obawiam się, że mógłby pogorszyć jej stan.

      Usuń
    3. Również polecam Bielendę, z droższych Esse Cream Cleanser. Może niedługo wybadam coś nowego, ale póki co testuję kosmetyki zgodnie z kolejnością :)

      Emulsja posiada delikatne właściwości myjące, oleju nie ma tam dużo, a dobrze zabezpiecza skórę przed wysuszeniem.

      Usuń
    4. Dzięki dziewczyny :) Za Waszym poleceniem kupiłam tę Bielendę (a właściwie Dr Medica) i póki co jestem bardzo zadowolona. Wprawdzie stosuję ją krótko, ale podoba mi się zdecydowanie bardziej niż Alterra (z którą się raczej nie lubiłam). To chyba pierwszy raz kiedy cieszę się, że jakiś produkt jest wycofany i musiałam poszukać czegoś innego ;) Dzięki!

      B.

      Usuń
  12. Mam cere trądzikowa. Zmiany głównie na brodzie i policzkach, podejrzewam że to tradzik hormonalny. Teraz mocno uważam na to co jem a w pielęgnacji staram się zachować umiar bo boję się pogorszenia i tak złego stanu. Myje twarz żelem emolium a jak mam mocniejszy makijaż to go "rozpuszczam" olejkiem po zwilzeniu twarzy wodą (1 krok demakijażu). Używałam maści z nadtlenkiem benzoilu ale odstawiłam na jakiś czas bo skóra się łuszczy, mam pełno białych skórek, które makijaż jeszcze bardziej podkreśla. Bardzo mi to przeszkadza i zdaje sobie sprawę że zdrapywanie to nie jest dobry pomysł ale trudno się powstrzymać. Dbam o nawilżenie-używam kremu oilian, sylveco albo olejku tamanu.
    Myślę nad peelingiem ale nie wiem jak się za to zabrać. Czytam twojego bloga, widzę że każdy krok pielęgnacji jest świadomy i uzasadniony bo masz ogromną wiedzę. Ja boję się ze moimi nieumiejętnymi zabiegami tylko sobie zaszodze :( nie chce też wydawać wielkich pieniędzy na niesprawdzone kosmetyki.
    Może mi coś doradzisz? Ten tradzik skutecznie psuje mi nastrój i wpływa niekorzystnie na moje myślenie o sobie. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli poszukujesz dobrego peelingu, to przy trądziku ropowiczym polecam bardzo peeling enzymatyczny e-naturalne z papayą oraz wersję z owoców tropikalnych ;)

      Usuń
  13. Dziewczyny, Ewo, ktokolwiek:) czy znacie kosmetyki it's skin? Weszly teraz do ofert DOZ. Zwlaszcza serum z kwasem hialuronowym wydaje mi sie interesujace. Warto sie nimi zainteresowac?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam jedynie te kosmetyki z próbek i moim zdaniem są średniej jakości, w tej cenie można znaleźć coś o wiele lepszego ;)

      Usuń
  14. Ewo, dlaczego konserwujesz ten krem po upływie terminu ważności, a nie od razu, tuż po otwarciu? Czy to ma jakieś znaczenie czy uzasadnienie w formule produktu? Wydawało mi się, że wszystkie natruralne, "samodzielnie" robione kremy (a ten chyba trochę taki jest) konserwuje się tuż po zrobieniu. Mogłabyś mi to rozjaśnić? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ponieważ gdybym zakonserwowała produkt od razu, nie mogłabym ocenić jego rzeczywistej trwałości, a tak, chociaż wiem, że rzeczywiście produkt przez te 10 tygodni nie uległ żadnemu nadpsuciu, co zapewnia produkt.

      Tak, należy je konserwować, ale jeżeli składniki są przetwarzane w chłodniczych temperaturach (bez zastosowania ciepła) i właściwie przechowywane, z małą ilością wody i naturalnymi konserwantami (olejki eteryczne, ekstrakty, zioła) i chronione przed światłem, można ten krok pominąć, ale trzeba cały czas obserwować konsystencję, zapach i właściwości produktu.

      Usuń
    2. Dzięki :) Czyli w przypadku kupna takiego kremu zalecasz od razu go zakonserwować jeśli chciałabym korzystać z niego dłużej niż 10 tygodni?

      Usuń
  15. Ewo, czy znasz może lotion nawilżający Dr Jart Ceramidin Liquid? Mam próbkę i efekty są więcej niż zadowalające, aż podejrzanie zadowalające? Skład jest dość długi i pełny olejów dlatego zastanawiam się, czy w dłuższej perspektywie nie zadziała niekorzystnie (mam cerę mieszaną), a tez jest to duży wydatek. Czy mogłabyś zerknąć na niego i dać znać czy widzisz w nim coś niepokojącego? Będę bardzo dzięcza! Pozdrawiam, Patrycja
    skład: Water, Glycerin, Methylpropanediol, Alcohol, Betaine, Glycosyl Trehalose, Pentylene Glycol, Erythritol, Hydrogenated Starch Hydrolysate, Caprylic/Capric Triglyceride, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Phenoxyethanol, Tocopheryl Acetate, Panthenol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Bifida Ferment Lysate, Butylene Glycol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Centella Asiatic Extract, Ficus Carica (Fig) Fruit Extract, Tromethamine, Polysorbate 60, Hydrogenated Lecithin, Portulaca Oleracea Extract, Pueraria Thunbergiana Root Extract, Cnidium Officinale Root Extract, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Paeonia Lactiflora Root Extract, Amaranthus Caudatus Seed Extract, Ulmus Davidiana Root Extract, Ethylhexylglycerin, Benzophenone-4, Dipotassium Glycyrrhizate, Soluble Collagen, Carbomer, Disodium EDTA, Steareth-21, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Ceramide NP, 1, 2-Hexanediol, Cellulose Gum, Cetyl Alcohol, Steareth-2, Isohexadecane, Caramel, Citrus Auranthium Bergamia (Bergamot) Fruit Oil, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Stearic Acid, Sodium Hyaluronate, Cholesterol, Propylene Glycol, PEG-30 Dipolyhydroxystearate, Xanthan Gum, Acacia Senegal Gum, Salvia Officinalis (Sage) Oil, Pogostemon Cablin Oil, Acetic Acid, Lactic Acid, Glyceryl Polymethacrylate

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma w nim dużo olejów, patrz na gdzieś pierwsze 4 linijki to jest większość produktu. A ten lotion-serum jest bardzo fajny i w działaniu, delikatnie nawilża i nie zapycha, bardzo fajny pod cięższy krem albo solo dla tłustej skóry. Caroline Hirons go poleca i wgl ja lubię go pod Clinique Dramatically Different Moisturizing Gel - no i oba nie mają perfum to plus !!!UWAGA!!! nie dla nawiedzonych ludzi, którzy boją się alkoholu ;)

      Usuń
    2. Nie ma tutaj praktycznie żadnych składników tłuszczowych, nawilżenie zapewniają delikatne humektanty, a skórę powlekają lekkie silikony. Ten produkt może bardzo fajnie sprawdzić się samodzielnie na typowo tłustej skórze oraz u osób, które mają niskie zapotrzebowanie na okluzję. Skład to nie wszystko, najważniejsze jest działanie produktu ;)

      Usuń
  16. dziękuję, no właśnie mnie się świetnie sprawdza samodzielnie i wreszcie nie czuję, że mam cokolwiek na skórze a bardzo mnie to zawsze drażniło, nawet w niby lekkich kremach :) Nie znam się niestety na składach i zastanawiałam się czy w dłuższej perspektywie nie będzie zapychał - fajnie, dzięki za uspokojenie :) mam nadzieję, że Ewa też się wypowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatykanie porów to kwestia bardzo indywidualna, zatykać może wszystko, nawet własne sebum. Jeżeli będziesz stosować ten produkt rozsądnie, to nic takiego nie powinno się wydarzyć :)

      Usuń
    2. Cześć Ewo, bardzo dziękuję za opinię! :)

      Usuń
  17. Ewo co myślisz o tych produktach?

    http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt,78294,indeed-laboratories-hydraluron-moisture-serum-serum-z-kwasem-hialuronowym.html
    Oraz https://www.aptekagemini.pl/bioderma-matriciane-serum-intensywnie-regenerujace-30ml.html.
    Myślałam o zmieszanie tych. Dwóch produktów i dodaniu jeszcze kilku kropli olejowej wit c. Co o tym myślisz?

    OdpowiedzUsuń

Super, że jesteś! 👍👍👍

Jeśli komentujesz - podpisz się. Zwracam się tak jak Ty, do konkretnej osoby. Postaram się odpowiedzieć na Twój komentarz w przeciągu kilku, najbliższych dni.

Jeśli tracisz wiarę i wymagasz kompleksowej pomocy i opieki - napisz do mnie (mademoiselleeve@wp.pl), oferuję najwyższą i najbardziej profesjonalną jakość usługi w zakresie prawidłowej pielęgnacji. Nie udzielam rozbudowanych porad ani nie polecam konkretnych produktów w sekcji komentarzy - obejmuje go zakres moich odpłatnych usług.

Proszę nie umieszczać analiz składu - w sieci istnieją specjalne narzędzia, które wykonają to zarówno za Ciebie, jak i za mnie.

Proszę o niereklamowanie się na moim blogu. Reklama w tym miejscu jest płatna oraz stosownie oznaczana, a każdy jej nieopłacony i nieskonsultowany przejaw będzie skrupulatnie moderowany.

Artykuły sponsorowane na moim blogu mają dokładne oznaczenia - jeżeli taka informacja nie znajduje się na końcu artykułu, produkty, testy kosmetyków, zdjęcia oraz opracowanie tekstu pochłonęły jedynie moje własne zasoby finansowe i czas.

Pamiętaj, że umieszczenie komentarza to świadoma akceptacja regulaminu - jeśli zostaje on naruszony - podlega moderacji administratora. Nie tłumaczę się dlaczego - bądźmy tutaj dla siebie ludzcy.

Cześć!